Wpisy, do których się odnoszę:
We wpisie o maseczce głęboko nawilżającej do włosów pochwaliłam się, że uratowałam dzięki niej włosy może zbyt szczodrze traktowane zabiegami fryzjerskimi - konkretnie kolejną trwałą ondulacją.
Włosy moje należą do tych mocnych i bardzo bardzo opornych - pewne podniszczenie, jakkolwiek to nie zabrzmi, wychodzi im na dobre: jeśli całe są bardziej miękkie i odkształcają się - mniej będzie złamanych końcówek, ne pas?
Jako, że z powodu alergii nie mogę farbować włosów, suszyć ze względu na nadwrażliwą skórę, prostować ze względu na widzimisię - a kocham loczki, to tak jakoś padło na trwałą ondulację, którą robię od lat w tym samym salonie ze skutkiem bardzo różnym :)
Poniżej nieco zdjęć włosowych z komentarzami z ostatnich dwóch miesięcy.
Najpierw dla ciekawskich - mój naturalny kolor włosów i to jak ja go widzę w lustrze, w naturalnym ostrym świetle dziennym :)
Końcem czerwca tuż przed ostatnią trwałą.Włosy po myciu pozostawione same sobie, bez układania, plunkingu itp. ale nieczesane. Te same włosy w świetle sztucznym:
Pierwsze dni lipca - nowa trwała! Tym razem tzw "normalna" - nie owocowa. Nastawiona na bardziej sprężyste pukle i trwałość.
Włosy wyraźnie suche, niestety i nieodgnieciony żel lniany.
Przystąpiłam do różnego typu kuracji regenerujących, czyli z pewną dawką protein, żeby odbudować ewentualne uszkodzenia:
Efekt po jednej z tych kuracji: włosy miękkie ale jednocześnie spuszone i oblepione nieprzyjemne w dotyku na prawie całej długości.
Drugiego typu kuracje - nisko lub nawet bez proteinowe - głębokie maski nawilżające. Poza eksperymentalnymi dniami stosowałam je co mycie, w miarę możliwości pod folię na pół godziny.
Jedna z lepszych niespodzianek: ruloniki! Przepis na kurację: Rokitnikowe SPA.
Jak nieraz wspomniałam - ostatnią trwałą zrobiłam nie tylko dla skrętu i łatwiejszych w obsłudze włosów - ale też dla łatwiejszego upinania. Moje włosy są ciężkie i śliskie, upiąć je bez kleju to wyzwanie ;)
Od kilku tygodni chodzi za mną mała zmiana koloru. Skład farb mi się zazwyczaj nie podoba - amoniak, utleniacze, konserwanty i zapachy. Farby ekologiczne też odpadają ze względu na alkohol w nich zawarty. Pozostają roślinne - ale tu czekam na wsparcie w nakładaniu czyli pewnie już po wakacjach :)
Dodatkowo jestem typowym stonowanym latem, ciepłe kolory nie są dla mnie, a na pewno nie czerwienie i rudości Henny...
Świetny wpis o typach kolorystycznych: Urugwajska Kontrolerka Parkometrów (dodam na marginesie, że moja szafa kolorystycznie już wcześniej przedstawiała tabelkę idealnych dla mnie odcieni!! Instynktownie czuję się w nich najlepiej).
Póki co znalazłam jeden szampon koloryzujący, którego skład akceptuję :)
02 Orzech laskowy - Delia, Henna Creme. Efekt poniżej:
Orzeszek w warkoczach :)
Kilka więcej słów o tym szamponie pojawi się wkrótce!
Na dziś - włosy bez stylizacji (i po wietrznym, wilgotnym dniu) wyglądają mniej więcej tak:
Ze stylizacją w postaci ugniatania / plunkingu i żelu lnianego nadal są zawijaski!
Wnioski:
Trwała i po trwałej...
Efekty zabiegu trwałej nie są niestety u mnie trwałe, włosy już wracają do swoich przyzwyczajeń, znowu coraz trudniej je spiąć, kręcą się tam gdzie chcą itp. Eh ta porowatość :)
Nadal są podatne na kręcenie - czyli ugniatanie i plunking dają fajny ale nietrwały efekt.
Jeśli pójdę spać w suchych włosach - fale przetrwają aż do następnego mycia :)
Z marzeniem o afro-loczkach mogę się chwilowo pożegnać - włosy nie zniosą kolejnego zabiegu w odstępie paru miesięcy - moja kieszeń również.
Co daje mi znowu wolną rękę do zabawy w koloryzację :) Waham się między henną (Khadi, orzechowy brąz ponoć daje chłodny odcień!) a koloryzacją chemiczną zaproponowaną mi przez Mysię_M. Ale to po wakacjach :)
Pozdrawiam
Wiedźma
- Żeby trwała była trwała
- Maseczka do włosów głęboko nawilżająca
- Akcja regeneracja
- Wiedźma i zakręcony wizaż
We wpisie o maseczce głęboko nawilżającej do włosów pochwaliłam się, że uratowałam dzięki niej włosy może zbyt szczodrze traktowane zabiegami fryzjerskimi - konkretnie kolejną trwałą ondulacją.
Włosy moje należą do tych mocnych i bardzo bardzo opornych - pewne podniszczenie, jakkolwiek to nie zabrzmi, wychodzi im na dobre: jeśli całe są bardziej miękkie i odkształcają się - mniej będzie złamanych końcówek, ne pas?
Jako, że z powodu alergii nie mogę farbować włosów, suszyć ze względu na nadwrażliwą skórę, prostować ze względu na widzimisię - a kocham loczki, to tak jakoś padło na trwałą ondulację, którą robię od lat w tym samym salonie ze skutkiem bardzo różnym :)
Poniżej nieco zdjęć włosowych z komentarzami z ostatnich dwóch miesięcy.
Najpierw dla ciekawskich - mój naturalny kolor włosów i to jak ja go widzę w lustrze, w naturalnym ostrym świetle dziennym :)
naturals - wiosna |
Pierwsze dni lipca - nowa trwała! Tym razem tzw "normalna" - nie owocowa. Nastawiona na bardziej sprężyste pukle i trwałość.
Włosy wyraźnie suche, niestety i nieodgnieciony żel lniany.
Przystąpiłam do różnego typu kuracji regenerujących, czyli z pewną dawką protein, żeby odbudować ewentualne uszkodzenia:
- płukanka mleczna dzień przed myciem,
- maseczka przed myciem z L-cysteiną i olejem z pestek moreli (omega-9)
- laminowanie żelatyną
Efekt po jednej z tych kuracji: włosy miękkie ale jednocześnie spuszone i oblepione nieprzyjemne w dotyku na prawie całej długości.
Drugiego typu kuracje - nisko lub nawet bez proteinowe - głębokie maski nawilżające. Poza eksperymentalnymi dniami stosowałam je co mycie, w miarę możliwości pod folię na pół godziny.
Jedna z lepszych niespodzianek: ruloniki! Przepis na kurację: Rokitnikowe SPA.
The best!! ... |
...i the rest :) Już nie ten szpan ale bardzo lubię mój "pierdzielnik" |
koczek na spinkach żabkach, który trzymał się kilka godzin! |
Dodatkowo jestem typowym stonowanym latem, ciepłe kolory nie są dla mnie, a na pewno nie czerwienie i rudości Henny...
Świetny wpis o typach kolorystycznych: Urugwajska Kontrolerka Parkometrów (dodam na marginesie, że moja szafa kolorystycznie już wcześniej przedstawiała tabelkę idealnych dla mnie odcieni!! Instynktownie czuję się w nich najlepiej).
Póki co znalazłam jeden szampon koloryzujący, którego skład akceptuję :)
02 Orzech laskowy - Delia, Henna Creme. Efekt poniżej:
Orzeszek w warkoczach :)
Kilka więcej słów o tym szamponie pojawi się wkrótce!
Na dziś - włosy bez stylizacji (i po wietrznym, wilgotnym dniu) wyglądają mniej więcej tak:
Ze stylizacją w postaci ugniatania / plunkingu i żelu lnianego nadal są zawijaski!
Wnioski:
- udało mi się doprowadzić do dobrego stanu włosy porządnie przesuszone! za pomocą częstego nakładania maski głęboko nawilżającej
- maska w wersji minimum, czyli Bingo "shea" z dodatkiem oleju lnianego, bez tej całej reszty - również dobrze działa na moje włosy
- masło shea - obłędnie zmiękcza końcówki ale ciężko je zmyć, więc jest na specjalne okazje
- dałam kolejną szansę olejowi rycynowemu. Na końcówki (te nowe) zapowiada się obiecująco, nałożony na całość puszy i trudno się zmywa
- również kolejną szansę dostał olej winogronowy - nie lubimy się jednak, zadziałał podobnie jak rycyna. Zaskakuje mnie to, gdyż pod względem zawartości kwasów tłuszczowych olej ten jest bardzo podobny do oleju słonecznikowego - a ten sprawuje się dobrze! Szału nie ma ale nie puszy i zmywa się bez problemu
- nie udało mi się odratować końcówek (kilka cm), zniszczyły się nieodwracalnie - na szczęście mam fantastyczną fryzjerkę, która obcina faktycznie same końce :) teraz pożegnałam 1-2cm, o pozostałe dbam podwójnie
- mam teraz pechową dla końcówek długość włosów: do ramion. Nie spięte włosy szorują po obraniach - trzeba to naprawić!
- na moich grubych niskoporowatych włosach wszelkie kuracje proteinowe kończą się potrzebą solidnego oczyszczenia i to już po jednym użyciu
- wyjątek stanowią algi - spirulina, laminaria - które zawierają proteiny i aminokwasy
- jeśli nie używam odżywek z proteinami inaczej niż na same końce - włosom wystarczy mycie odżywką (a skalp się uspokoił i pozwala mi myć włosy nawet co 3-4 dni! co jest mi na rękę bo szkoda mi czasu)
Trwała i po trwałej...
Efekty zabiegu trwałej nie są niestety u mnie trwałe, włosy już wracają do swoich przyzwyczajeń, znowu coraz trudniej je spiąć, kręcą się tam gdzie chcą itp. Eh ta porowatość :)
Nadal są podatne na kręcenie - czyli ugniatanie i plunking dają fajny ale nietrwały efekt.
Jeśli pójdę spać w suchych włosach - fale przetrwają aż do następnego mycia :)
Z marzeniem o afro-loczkach mogę się chwilowo pożegnać - włosy nie zniosą kolejnego zabiegu w odstępie paru miesięcy - moja kieszeń również.
Co daje mi znowu wolną rękę do zabawy w koloryzację :) Waham się między henną (Khadi, orzechowy brąz ponoć daje chłodny odcień!) a koloryzacją chemiczną zaproponowaną mi przez Mysię_M. Ale to po wakacjach :)
Pozdrawiam
Wiedźma