Wiedzma bloguje (Czarownicująca): czerwca 2014

niedziela, 29 czerwca 2014

Niedziela dla włosów #3


I znowu niedziela :)

Czemu na zdjęciu jest aż tyle kosmetyków? Bo włosom dostało się dwa razy!

Zestaw sobotni
  • Isana Med, Urea Dusche w roli szamponu rypacza
  • Zoxiderm (kuracja na skórę)
  • Ziaja, Maska intensywny kolor z olejem rycynowym
  • płukanka lniana
  • Isana Hair, Express Spulung Oil-Care (odżywka w sprayu)
Na uwagę, niestety negatywną zasługuje odżywka w sprayu Isana, mój nowy nabytek. Miałam nadzieję, że dzięki lekkim silikonom, masłu shea i olejkowi arganowemu (w aptekarskich dawkach) nabłyszczy i przygładzi moje włosy. Niestety mikroskopijne ilości protein pszenicy robią to co u mnie zwykle robią - czyli matowią i plączą włosy... A mogło być tak pięknie...
Żel pod prysznic w roli szamponu w tym przypadku  podwójnie nie wypalił - raz, że nie domył, dwa - podrażnił mi skalp. Szkoda, bo poprzednia butelka radziła sobie trochę lepiej w tej roli.



Sobotni dzień spędziłam bardzo aktywnie, do matu doszło jeszcze większe splątanie i suchość, więc aby wyglądać jak człowiek jutro - zdecydowałam się dziś na ponowne mycie włosów, już bez protein.
  • Barwa Naturalna, Szampon Len & Witaminy w roli rypacza (żeby usunąć proteiny :( )
  • Baza Odżywkowa z Blisko Natury [opinia]
  • GP Jedwab + olej z baobabu jako serum

Tutaj włosy są jeszcze wilgotne, ale jest o niebo lepiej :) Bardziej miękko i bardziej z sensem. Nawet bez glutka lnianego!

A jak Wasze włosowe niedziele?

Będzie mi miło, jeśli mnie polubisz...
A nawet pokochasz...
Pokochaj z Bloglovin

wtorek, 24 czerwca 2014

Mocznik w roli głównej: Isana Med, Urea i Urea+

 

Witam :)
Dzisiaj chciałabym Wam opisać / przybliżyć / obsmarować Isanowe balsamiszcza z mocznikiem - wersje 5,5% oraz 10%.

Najpierw przyjrzyjmy się mocznikowi. Na mocznik ostatnio jest szał - każda szanująca się firma kosmetyczna wypuszcza całe linie kosmetyków z różnymi stężeniami tego składnika. Nie dziwię się, bo dobrze dobrane potrafią czynić cuda. Ale jak to zwykle bywa - źle dobrane mogą zrobić kuku ;]

TROSZKĘ TEORII...

MOCZNIK (UREA) - Hydrofilowa substancja nawilżająca, mająca zdolność przenikania przez warstwę rogową naskórka. Działa keratoplastycznie (zmiękcza warstwę rogową), a w wyższych stężeniach działa keratolitycznie (złuszcza zrogowaciały naskórek). Mocznik stosowany jest głównie w balsamach do pielęgnacji skóry suchej, przesuszonej, a w wyższych stężeniach np. do zrogowaciałej skóry stóp. [źródło]

Czy mocznik jest bezpieczny? Tak i nie!

Mocznik jest substancją nietoksyczną i naturalnie występuje w naskórku jako składnik NMF, czyli jest dobrze tolerowany i nie uczula. Ma neutralne pH (czysty mocznik; roztwór wodny jest łagodnie zasadowy). Czyli - fajny.
ALE 1) może podrażniać skórę, oczy i drogi oddechowe 2) w stężeniu 40% może rozpuszczać paznokcie (chore), a co dopiero naskórek albo włosy. [źródło]
W codziennej pielęgnacji najbezpieczniejsze stężenie to do około 5%, w którym mocznik działa nawadniająco i zmiękczająco na naskórek oraz ok. 10% w przypadku skóry z zaburzeniem rogowacenia, np rogowaceniem okołomieszkowym, łuszczeniem, mocnym przesuszeniem.
Są dostępne preparaty o wyższym stężeniu mocznika, nierzadko w połączeniu z kwasami AHA albo BHA - i te radziłabym stosować albo do zadań specjalnych (np szorstkie pięty; łuszczenie skóry głowy, dermatozy i choroby skóry) albo doraźnie, np po depilacji i im wyższe liczby tym lepiej, żeby to było w konsultacji z lekarzem.

Wiedźma vs mocznik

Od kilku lat jestem wielką fanką kosmetyków z mocznikiem i chętnie sięgam po nowe, zwłaszcza że ich skład często układany jest pod wrażliwców, jak na zamówienie :)
Początkowo bałam się tego składnika, bo zraziłam się do produktu z wysoką zawartością jego i kwasu salicylowego, ale już wiem, że winny podrażnieniu były raczej kwas i źle dobrana kuracja.
Lubię zwłaszcza mocznik w stężeniu ok. 5% w lekkich, humektantowych formułach w produktach do twarzy, smarowania ciała, w kremach do rąk - oraz w produktach myjących, do których dodaję mocznik półproduktowy (tu zazwyczaj do 2% gdyż tak mi po prostu wygodniej - dzięki temu mam jedyny na świecie żel pod prysznic mocznikowy na łagodnych detergentach :P).

KONIEC WSTĘPU :)

Bohaterami dzisiejszego wpisu są dwa mocznikowe mazidła do ciała Isana Med.

Co w składzie piszczy?

Poniżej składy pokolorowałam wg następującego klucza:
emolienty - substancje natłuszczające
humektanty - substancje nawadniające
do zadań specjalnych - substancje łagodzące
do zadań specjalnych - różne
potencjalnie drażniące - wg http://cosdna.com/

W obydwu składach jako "punkt orientacyjny" mamy konserwant phenoxyethanol, którego dopuszczalne stężenie to 1%. Substancje występujące dalej w składzie, zwłaszcza roślinne, nie mają wielkiego działania pielęgnacyjnego, ale drażniące nadal mają swój potencjał.

Isana Med, Urea 5,5%
Emulsja 5,5% to woda, 5,5% mocznika, do ok. 5% gliceryny i miks emolientowy, czyli mamy formułę przede wszystkim nawadniającą i lekko natłuszczającą. W mniejszych ilościach mamy substancje łagodzące a na szarym końcu potencjalnie drażniący wodorotlenek sodu.
Spodziewać się można więc lekkiej do średnio lekkiej emulsji do użytku na co dzień dla skóry z tendencją do wysychania. Jako nawadniająca będzie łagodzić napięcie i świąd spowodowany suchością.
I mniej więcej tak działa :)
Urea 5,5% to dość lekkie mleczko o neutralnym zapachu (czuć mocznik, to niestety charakterystyczna nuta ale do zniesienia), dobrze się rozprowadza na skórze i szybko wchłania, nie pozostawiając lepkiej warstwy.

Isana Med, Urea+ 10%

W mleczku prócz wody, 10% mocznika i kilku emolientów mamy morze substancji tworzących konsystencję i smarowność, gdyż preparaty z wysoką zawartością mocznika mają dość tępą konsystencję. Jest i Piroctone Olamine - składnik przeciwgrzybiczy, który stosuje się w małych stężeniach.
To co dobre znajduje się niestety po konserwancie :( A szkoda, bo jest pysznie - skwalan, pantenol, mleczan sodu, olej rycynowy, wosk pszczeli, chroniący przed UV tlenek tytanu, olejek z rumianu szlachetnego. Nie ma tu składników potencjalnie szkodliwych, nie licząc indywidualnych nadwrażliwości i alergii. Pamiętajcie, że niektórym może szkodzić już sam mocznik w tym stężeniu.
Mleczko Urea+ jest bardziej gęste niż emulsja, trudniej się rozprowadza i dłużej wchłania. Nie ma mowy o wskoczeniu w ubranie tuż po kąpieli.
Nie odniosłam wrażenia, żeby nawadniało lepiej niż emulsja 5,5%. Natomiast mocniej natłuszcza, skuteczniej zmiękcza skórę, np na stopach oraz łagodzi, np po depilacji i lepiej łagodzi świąd z przesuszenia.

Mocznik na włosy i skalp?

Już wiemy, że możemy stosować mocznik na włosy i skórę głowy :)
Są szampony z mocznikiem do skóry suchej (5% - choćby Isana :) ), odżywki do włosów przesuszonych (5% - np odżywka Neutrea: recenzja), preparaty na łuszczenie skóry głowy (do 30%, wspomniany Cerkogel, Squamax).

Emulsja IM Urea 5,5% znalazła zastosowanie w mojej pielęgnacji włosów i skóry głowy.
Moim patentem na zwiększenie nawilżenia przesuszonych włosów jest nałożenie na włosy emulsji Urea razem z olejem lub maską przed myciem, ale polecam tę metodę tylko przy włosach sztywnych i raczej grubych, przy cieńszych i delikatnych najwyżej jako mały dodatek.
Emulsja Urea jest IMO produktem bezpiecznym do stosowania na skórę głowy, żaden ze składników nie powinien nasilać ewentualnych problemów skórnych, np łupieżu, przerostu flory itp. Może przyspieszyć obciążanie włosów jako produkt relatywnie treściwy.
Zdarza mi się również wcierać odrobinę emulsji w skalp między myciami, nawadnia lepiej niż emulsja Emolium :)

Czy jeśli mocznik w 5% stężeniu działa cudnie, to czy mocniejszy będzie działał cudniej?
Obawiam się, że nie. Chyba, że zależy nam na złuszczeniu i przez to wygładzeniu powierzchni włosa ;] Albo mocnym zmiękczeniu.
Albo przychlaście, bo w przypadku mleczka Urea+ produkt może być trudny do zmycia.

Warto?

Jeśli jesteś sucharem i wrażliwcem - warto :)
Dobre i tanie, mówiąc krótko :) Mniej niż 10zł za butelkę, a w promocji nawet za 5-6zł :D Mi się sprawdziły i kupię ponownie, emulsję 5,5 na pewno, mleczko 10% zobaczymy, bo skóra mi się poprawia i taki kaliber chyba już nie jest mi potrzebny :D

Szampon i żel pod prysznic z tej serii były bohaterami wrześniowych Szortów - znajdziecie tam krótką analizę składów.

Czemuż ach czemuż Rossmann wycofał odżywki do włosów z tej serii zanim pojawiły się w Polsce? Eh...

* * *

A co Wy sądzicie o produktach z mocznikiem?
Macie swoje patenty na mocznik?


Będzie mi miło, jeśli mnie polubisz...
A nawet pokochasz...
Pokochaj z Bloglovin

niedziela, 22 czerwca 2014

Niedziela dla włosów #2


Długi weekend minął... ale mamy jeszcze niedzielę i chwilę dla siebie :)

W minionym tygodniu włosy były u fryzjera i nareszcie zostały przycięte odpowiednio do skrętu. Znowu obcięte zostało stosunkowo niewiele, może 2-3cm z wierzchniej warstwy i 1cm ze spodniej, a od razu inna fryzura :) A teraz nowe końce trzeba dopieścić!

Jakich pyszności kosztowały tym razem moje włosy?

Przed myciem:
  • Zoxiderm, emulsja p/łupieżowa na skalp
  • Oilmedica, kuracja olejowa na długość
  • Kallos Color - w roli odżywki do emulgacji oleju, jak zawsze sprawiła się świetnie

Mycie i odżywianie:
  • Alverde, Repair shampo - łagodny szampon bez SLS z niemieckiej drogerii DM
  • Baza Odżywkowa z Blisko Natury [opinia]
  • płukanka z żelu lnianego

Z powyższego zestawu żegnam się z olejkiem Oilmedica - o ile włosy się z nim lubią, tak skalp absolutnie nie. Wiem przynajmniej, że moje włosy lubią mieszankę olejów w nim zawartą i umieszam sobie coś z kokosem, słonecznikiem i rycyną, bez ziół ;]
Szampon Alverde jest jednym z niewielu tej marki bez alkoholu i moja skóra bardzo się z nim lubi, o ile właśnie nie domaga się kuracji p/grzybiczej, bo takowego działania nie ma. Dobry delikatny szampon na co dzień.
Bazę odżywkową odkryłam na dnie kuferka z kosmetykami, zupełnie zapomnianą. Dzisiaj sprawiła się wyśmienicie, tymczasem moja własna recenzja sugeruje, żeby nie używać jej co mycie, bo jednak jest za bogata.
Po raz pierwszy od dawna na zakończenie spłukałam włosy płukanką z ugotowanego żelu lnianego (a nie zaparzanego) - i przyjęła się jak za starych dobrych czasów, kiedy była moim hitem, ulubieńcem i ratunkiem.

Efekt? Mięsiste i błyszczące loki, mało puchu, niezła definicja, ładny skręt. I pierdzielnik, jak zawsze :)


Co dobrego dostały dzisiaj Wasze włosy?


Będzie mi miło, jeśli mnie polubisz...
A nawet pokochasz...
Pokochaj z Bloglovin

piątek, 20 czerwca 2014

Ol'Vita - Olej kosmetyczny z pestek maliny


Jeśli jeszcze nie znacie tego produktu, koniecznie o nim przeczytajcie!

Olej z pestek malin to olej wyjątkowy, mówi się, że będzie odpowiedni do pielęgnacji cery każdego rodzaju i w każdym wieku, do skóry całego ciała i włosów. Przypisuje mu się wyjątkowe właściwości - filtra przeciwsłonecznego o wysokim SPF (nawet 50!), a ponadto działanie przeciwstarzeniowe, a wręcz odmładzające, łagodzące, pielęgnujące i bezpieczne stosowanie nawet w przypadku skóry wrażliwej i dziecięcej.

Co siedzi w oleju z malin?

Jeśli obiecują takie cuda, nie można im wierzyć na słowo!

Wg tego artykułu naukowego [źródło] olej z pestek malin przedstawia się następująco:

Profil kwasów tłuszczowych:
LA omega-6 - 54,5%
ALA omega-3 - 29.1%
kw. oleinowy omega-9 - 12,0%
kw. palmitynowy - 2,7%
kw. elagowy - śladowe ilości

Ponadto:
3,5% fosfolipidów
2,7% wolnych kwasów tłuszczowych
tokoferole - ekwiwalent 97mg/100g

Olej z nasion malin absorbuje promieniowanie UVB i UVC.
Jest odporny na utlenianie i można go długo przechowywać.


Kwas elagowy jest bardzo silnym antyoksydantem, przypisuje się mu nawet działanie przeciwnowotworowe.
Fosfolipidy to m.in. lecytyna, jeden z moich ulubionych składników kosmetycznych, o niezrównanym działaniu łagodzącym i zmiękczającym, zarówno na skórę jak i włosy [więcej o lecytynie].
Dla nas oznacza to, że:
  • niecałe 15% kwasów omega-9 i nasyconych łącznie to niski potencjał komedogenny i pryszczotwórczy oraz nie będzie nasilał infekcji - ergo olej nie powinien szkodzić cerze trądzikowej i zanieczyszczonej ani ze zmianami grzybiczymi (np łupież)
  • mała zawartość wolnych kwasów tłuszczowych to niskie ryzyko podrażnień
  • wysoka zawartość kwasów omega-3, kwasu elagowego i witaminy E to piękny potencjał regenerujący, przeciwzapalny i łagodzący - dla każdej cery, w tym podrażnionej i trądzikowej
  • witamina E, fosfolipidy i kwasy omega-6 są bardzo dobrze tolerowane przez naskórek, nawet podrażniony, alergiczny i ze zmianami atopowymi
  • witamina E, fosfolipidy i kwasy omega-9 mają dobre działanie wypełniające i naprawcze

Moim zdaniem ten zestaw cech sprawia, że olej z pestek malin nadaje się do każdej cery!
Spotkałam się z informacją, że olej z pestek malin ma działanie przeciwsłoneczne analogiczne do filtrów SPF 28-50 i zdolność pochłaniania promieniowania UV zbliżoną do tlenku cynku. Dawka nie podana, więc zostawmy to jako miłą hipotezę :)

DOPISEK - ODNOŚNIE OCHRONY UV

Dla dociekliwych - fragment artykułu na temat właściwości chemicznych oleju z pestek malin - po angielsku.

Crude raspberry seed oil showed some absorbance in the UV-C (100±290 nm) and UV-B (290±320 nm) range (Fig. 1). In the UV-B range, the wavelengths of ultraviolet light responsible for most cellular damage, raspberry seed oil can shield against UV-A induced damage by scattering (high transmission), as well as by absorption. The shielding power in the UV-A (320±400 nm) range depends mostly on the scattering ef€ect. Thus, raspberry seed oil may act as a broad spectrum UV protectant and provide protection against both UV-A, an exogenous origin of oxidative stress to the skin, and UV-B. The optical transmission of raspberry seed oil, especially in the UV range (290±400 nm) was comparable to that of titanium dioxide preparations with sun protection factor for UV-B (SPF) and protection factor for UV-A (PFA) values between 28±50 and 6.75±7.5, respectively (Kobo Products Inc., South Plain®eld, NJ). 
[W bardzo dużym skrócie - olej z nasion malin wykazuje zdolność absorbowania promieniowania UVB i UVC, w tym UVB na poziomie SPF 28-50 oraz odbija promieniowanie UVA na poziomie PFA 6,75-7,5 - czyli całkiem nieźle].


[źródło]

Zapraszam też do wpisu o ochronie UV w naturalnych olejach roślinnych [KLIK].

DO RECENZJI PRZYSTĄP :)

Olej, który opisuję, wyprodukowała firma Ol'Vita. Jest to olej zimno tłoczony jakości kosmetycznej.
Oleje malinowe znałam już wcześniej, gdyż wpadły do mojej kolekcji przy okazji zakupów półproduktowych. Olej Ol'Vity nie różni się właściwościami i działaniem od innych olejków z malin. Jest za to o wiele ładniej podany - w uroczym pudełku z malinowym nadrukiem. W pudełku oprócz szklanej buteleczki z olejem znajduje się pipetka, którą można założyć do butelki, by ułatwić aplikację. Pomysł zacny, bo faktycznie ułatwia to dozowanie po kropli, niestety pipetka ma gładką zakrętkę, co utrudnia zakręcenie buteleczki lekko zatłuszczonymi palcami (po aplikacji oleju na twarz wolę nie myć dłoni, by i ta skóra skorzystała z dobroczynnych właściwości oleju).
Moje testy trwają już prawie rok, więc 1) poświadczam wysoką trwałość oleju 2) wypróbowałam go w każdych warunkach.

Olej ma gęstą konsystencję ale wmasowany wchłania się prawie całkowicie i nie pozostawia skóry śliskiej ani błyszczącej.
Ma intensywny, żółciutki kolor i pachnie jak... krzew malin. Zapach jest przyjemny i chociaż czuję go czasem w ciągu dnia, nie przeszkadza mi. Olej nie barwi skóry ani ubrań.


Działanie oleju

Na twarz
Moją ulubioną formą aplikacji oleju na twarz jest proste serum: olej + żel hialuronowy. Mieszankę dosłownie kilku kropli wklepuję w oczyszczoną i jeszcze wilgotną lub zroszoną hydrolatem skórę twarzy, szyi i dekoltu zamiast kremu. Mieszanka stosunkowo szybko się wchłania i nie pozostawia tłustej warstwy. W miesiącach ciepłych daje odpowiednie nawilżenie na kilka godzin. W miesiącach zimnych jego działanie jest o wiele za słabe, niestety.
Jako, że nie maluję się na co dzień - nie wiem, czy olej sprawdzi się pod makijaż.
Działanie ochronne oleju - w miesiącach ciepłych jest dla mnie odpowiednie, olej zapobiega wysuszeniu skóry na wietrze i w klimatyzowanych pomieszczeniach. W zimie niestety nie działa prawie wcale.
Lubię lekką ochronę przeciwsłoneczną, jaką daje ten olej. Sprawdza się na co dzień, gdy  moja skóra jest wystawiona na słońce przy okazji załatwiania różnych spraw i powrotu do domu rowerem. Ochrona jest dla mnie na tyle mocna, że mamy już koniec czerwca, a u mnie dopiero zagościły na twarzy pierwsze piegi i jeszcze nie mam opalonego śladu okularów przeciwsłonecznych. Jako, że niestety po wszystkich produktach z filtrami UV mam wysypkę - pozostają mi takie łagodne środki. Olej z pestek malin natomiast jest za słaby na dłuższą ekspozycję na słońce, np na wycieczkę.
Olej nadaje się do pielęgnacji skóry wokół oczu. Nigdy nie spowodował u mnie podrażnienia. Dobrze nawilża. W mieszance z płynem micelarnym lub hydrolatem dobrze sprawuje się jako dwufazowy produkt do oczyszczania twarzy i demakijażu.
Olej nie powoduje u mnie zaskórników ani krostek, mimo, że mam do nich predyspozycje.
Olej nie wpływa na moje wrażliwe naczynka - tzn ani ich nie podrażnia, ani nie koi [cera naczynkowa i płytko unaczyniona].
Niestety nie zauważyłam żadnego wpływu oleju na pierwsze oznaki starzenia, tzn na płytkie zmarszczki mimiczne oraz mniejszą jędrność skóry spowodowaną niedawnym dużym spadkiem wagi.

Na włosy
Wiem, że wiele z Was na lato tworzy mgiełki ochronno-nawilżające do włosów z dodatkiem tego oleju. Ja nie przepadam za mgiełkami, wolę we włosy wcierać niż rozpylać :)
Olej z malin stosowany do olejowania nie sprawdza się u mnie na tyle dobrze, żeby go stosować, mam lepsze (i tańsze) oleje.
Użyty po myciu w mieszance z silikonowym serum (Jedwab GP) nie obciąża włosów, sprawia, że są bardziej miękkie niż po samym serum i daje uczucie dbania o ochronę przed UV - a czy faktycznie ją daje, nie wiem.
Można wcierać odrobinę oleju w skalp jako ochronę przed słońcem, chociaż najlepsza ochrona to cień i nakrycie głowy.

Na skórę ciała
Przyznam się, że oleju mi po prostu szkoda do stosowania na ciało. Skórę ciała mam mniej wrażliwą i mniej wybredną, mogę też stosować normalne produkty z filtrami.
Natomiast lubię efekt, jaki pozostawia na dłoniach, wmasowany po nałożeniu na twarz - skóra jest miękka i miła w dotyku a paznokcie wyglądają na bardziej zadbane.

Ogólnie
Olej z pestek malin jest moim must-have na ciepłe miesiące. Mam już kolejną buteleczkę i zaopatrzę się w następne, gdy ta się skończy. To jest mój ulubiony olej na twarz na lato - i już :) Olej nie należy do tanich ale jest bardzo wydajny i starcza na dłuuuugo!
Lubię w nim i to, że mogę go polecić w ciemno każdemu - nikomu nie powinien zaszkodzić, a u większości się sprawdzi.

Cena
Koszt oleju to ok. 23zł / 30ml

Olej z pestek malin Ol'Vita testowałam w ramach współpracy z Zielarnią Lawenda.
Fakt otrzymania produktu nie miał wpływu na moją opinię.

* * *

Znacie olej z pestek malin?
Jakie są Wasze ulubione naturalne kuracje na ciepłe miesiące?


Będzie mi miło, jeśli mnie polubisz...
A nawet pokochasz...
Pokochaj z Bloglovin

niedziela, 15 czerwca 2014

Niedziela dla włosów #1


Dobry wieczór!
Postanowiłam się zmobilizować i dołączyć do akcji Anwen :>
O włosy co prawda dbam cały czas, ale dawno przestałam notować efekty i spostrzeżenia, a przecież warto. Choćby dla funu.
Nie widzę też sensu zwlekać z pokazaniem się w nowej fryzurze - nie jest idealna, ale czy kiedykolwiek będzie i czy o to chodzi? :)

Zestaw
na noc: emulsja Zoxiderm na skalp (przeciwgrzybicza), tym razem nic na długość bo nie żałowałam b/s do reanimacji loczków (w tej roli odżywka Tara Smith, C Curls [KWC] )
M: Barwa Naturalna, Szampon z Lnem i Witaminami - prosty szampon z SLS, całkiem przyzwoity "rypacz"
O: maska Ruska Bania z miodem i jagodami + kilka kropelek olejku z ceramidami z Fitomedu - kompres na kilka minut

Efekt
Włosy trochę spuszone i nie do końca zdefiniowane ale miękkie i sprężyste! Jak na wietrzny dzień i wysoką wilgotność powietrza (i poprawkę, że przed chwilą się gimnastykowałam :P) to jest nieźle :)

zdjęcie z lampą, wieczorem po długim dniu :)
Ta-dam, oto mój aktualny fryz a'la Kopernik :) Najbliższa wizyta i fryzjera oznacza trochę mocniejsze wycieniowanie boków i tyłu i wysłużenie fryzury... niech tylko tam dotrę! ;)

Kopernik z przodu:



Tymczasem czekam na wpis Anwen, żeby się dowiedzieć, jakie cuda testowała tym razem :) Ostatnia wersja z truskawkami brzmi baaardzo apetycznie i gdyby nie wizja wydłubywania pestek z włosów - skusiłabym się :D

A jak wyglądają Wasze weekendowe spa?


Będzie mi miło, jeśli mnie polubisz...
A nawet pokochasz...
Pokochaj z Bloglovin

sobota, 14 czerwca 2014

Nowości - czerwiec '14


Lubicie wpisy o nowościach? Ja bardzo :)

Bez zbędnych wstępów - oto moje nabytki czerwcowe:

Receptury Babuszki Agafii, Zatrzymanie Młodości, Organiczny Krem Pod Oczy do 35 lat
Produkt walczący z upływem czasu to zupełna nowość w mojej kosmetyczce. Do tej pory walka z nadwrażliwością skóry zdominowała moją pielęgnację i nie było w niej miejsca na nic innego. Do niedawna :) Jak często wspominam, dzięki zmianie diety o wiele rzadziej miewam uczulenia i pokrzywki, jakimi skóra często mnie częstowała - i mam większą odwagę na wprowadzanie nowości. Nareszcie mogę zrobić dla skóry coś, co zaowocuje w przyszłości :)
Moja skóra wokół oczu powoli zaczyna pokrywać się siateczką zmarszczek mimicznych. Poza tym - jest bardzo delikatna, często zaczerwieniona a same powieki podpuchnięte. Spod skóry prześwitują rozszerzone naczynka. Czy babuszkowy kremik skutecznie się z tym rozprawi?

Recepty Babci Agafii, Maska Odżywcza do Włosów Osłabionych z miodem i jagodami
Maska do włosów z miodem i ekstraktami z leśnych jagód - brzmi pysznie! Skład maski jest bardzo krótki i cudownie prosty, w sam raz dla włosów wybrednych. Zarówno miód jak i ekstrakty owocowe to przede wszystkim zastrzyk słodkiego nawilżenia, bez ryzyka przesuszu, jakie dają u mnie ekstrakty ziołowe [btw wg artykułu, który niedawno podlinkowałam na FB kuracje ziołowe mogą zachowywać się jak proteinowe, bo zawierają mieszaninę peptydów różnej wielkości!]. Maska zapowiada się nieźle dla moich włosów, które po ostatniej trwałej są suche i z radością piją wszelkie kuracje, jakie im funduję, oraz dla każdych suchych i nawet zniszczonych.
Btw kuracje na włosy z dodatkiem owoców polecałam już tu na blogu [kuracja marchewkowa] i pojawiły się jako zgłoszenie w konkursie [kuracja malinowa].

Radix-Bis, Mąka z cieciorki
Ciecierzyca/cieciorka to roślina strączkowa. Jej ziarno ma sporą jak na strączki zawartość białka, stąd często pojawia się w kuchni wegetariańskiej.
Zaintrygowała mnie, bo nie miałam jeszcze okazji próbować mąki nie ze zbóż, a ciecierzycę znam i lubię. Od kiedy przeczytałam o niej u Zielpy, wiedziałam że muszę ją mieć i że najpierw wyląduje w moich omletach - i tam bardzo dobrze pasuje. Mąka nie "daje fasolą" więc nie zepsuje słodkiej przekąski.
Mam dla niej również zastosowanie kosmetyczne, zainspirowane peelingiem z fasoli Adzuki. Zaciekawione?

Powyższe produkty będę testować w ramach współpracy z Zielarnią Lawenda.
(Dwa z linków odsyłają do wyszukiwarki sklepu, gdyż towarów chwilowo brakuje na półkach).

Następnie - efekt napaści na najbliższego Lidla.


W ramach Azjatyckiego Tygodnia w Lidlu w ofercie pojawiają się produkty, które chętnie miewam w zanadrzu, a do tego są dobrej jakości i w niezłej cenie.
Ostatni azjatycki tydzień trwał od 2.06 - 8-06 ale w sklepach na pewno zostały końcówki towarów z tej oferty.
Mleko kokosowe - inne niż ostatnio, ale też smaczne. Jedno ze smaczniejszych, jakie próbowałam. Nie jest to czyste mleko (82%), ale dodatek wody a co za tym idzie emulgatorów, stabilizatorów i konserwantów jest nieduży. Ma konsystencję porządnej śmietany i grudy, czyli tak być powinno.
Glass Noodles - zwany nie wiem czemu makaronem sojowym, makaron grochowo-fasolowo-kukurydziany, który przygotowuje się przez zaparzanie i świetnie pasuje do rosołu! Więcej o makaronach bezglutenowych pisałam tutaj: KLIK.
Oczywiście zapasy są wiele większe, tylko modelki nie pomieściły się na zdjęciu ;]

Lubicie produkty z Lidla?

Na koniec wymianka z Kasią z bloga Włosowo-kosmetycznie-jedzeniowo.


W ramach wymianki dostałam od Kasi odlewki:
  • LadySpa, Maska z jedwabiem i arganem
  • Planeta Organica, Czarna maska marokańska
  • 3x Fitomed: Koncentrat na naczynka z liposomami, Aktywny olej z lecytyną i ceramidami i Aktywny olej witaminowy

Maski czekają na swoją kolej, nie miałam jeszcze czasu na włosowe spa. Tymczasem koncentraty i olejki z Fitomedu już przemycam do pielęgnacji i jestem ciekawa ich działania na dłuższą metę,  bo krótkofalowe jest ciekawe. Produkty na naczynka zazwyczaj na mnie nie działają, moja cera jest płytko unaczyniona ale nie ma rozszerzonych naczynek. Ceramidy i lecytyna to pyszności, o które trudno w dużych stężeniach i/lub przystępnej formie. A witaminki są fajne, więc czemu nie :)
Dzięki, Kasiu!

Czy któryś z produktów zainteresował Was i chcecie dowiedzieć się więcej, jak wyglądają moje pierwsze wrażenia? Pytajcie w komentarzach :)

Będzie mi miło, jeśli mnie polubisz...
A nawet pokochasz...
Pokochaj z Bloglovin

niedziela, 8 czerwca 2014

Soda w domowych kosmetykach

źródło

Dawno nie było o produktach z kuchni do stosowania na skórę i włosy :)
Osoby pamiętające początki tego bloga były częstowane często takimi przepisami. Z potrzeby serca powstała nawet oddzielna zakładka - SPIŻARKA - do której dziś rzadko zaglądacie... a szkoda. Mamy w domu skarby. Często za grosze. Często fantastyczne. Nic, tylko korzystać :)


Soda kuchenna, soda oczyszczona tudzież wodorowęglan sodu jest w niemal każdym domu i jest do kupienia w każdym sklepie spożywczym za grosze.

Obecnie soda staje się popularna jako uniwersalny ekologiczny środek czyszczący, zaraz obok octu.

Spotkałam się z zastosowanie wody z sodą jako sposobu na zgagę i na odkwaszenie organizmu, które ponoć jest jedną ze zmór naszych czasów. Za pomocą wody z sodą można wykonać prosty i bezpieczny domowy test, czy nasz żołądek wytwarza wystarczająco dużo kwasu żołądkowego (bo ponoć niedokwaśność żołądka jest następną chorobą naszych czasów ;] ).

CZYM JEST SODA?

Soda jest nieorganicznym związkiem chemicznym z grupy wodorowęglanów. Wodny roztwór wodorowęglanu sodu ma odczyn słabo alkaliczny i zachowuje się w wielu reakcjach jak słaba zasada.

źródło

ZASTOSOWANIA

W produktach spożywczych a także kosmetycznych często występuje jako:
  • do pieczenia, jako środek spulchniający - w temperaturze powyżej 60 stopni C rozkłada się z wydzieleniem CO2. Reakcja szybciej i gwałtowniej przebiega w obecności kwasów, stąd często dodatek octu jabłkowego,
  • regulator pH - łagodnie podwyższa pH.
Znane jest domowe zastosowanie jako:
  • substancja pochłaniająca zapachy i wilgoć - np do lodówki, do butów :),
  • do zmiękczania wody - soda reaguje z jonami wapnia i magnezu i powoduje ich wytrącanie z wody.
Co do ostatnich właściwości, daje nam to kilka możliwości zastosowania. W wodzie z sodą można przepłukać dziecięce ubranka albo bieliznę dla wrażliwca w roli zmiękczacza jasnych tkanin
Soda może być składnikiem płukanki zmiękczającej do włosów, przydatnej zwłaszcza, jeśli myjemy włosy twardą kranówką. Metoda kontrowersyjna, gdyż zgodnie z logiką ostatnie płukanie powinno być lekko kwaśne, nie lekko zasadowe.
Ostatnie zastosowanie testowałam wielokrotnie w młodości - kąpiel z sodą przy podrażnionej skórze.

Ciekawą opcję opisała kiedyś Kascysko - soda w maseczce złuszczającej na twarz. Maseczka taka ma działanie podobne do peelingów enzymatycznych, choć jest o wiele ostrzejsza, jeśli wykonać nią masaż. Formę taką zdecydowanie odradzam przy skórze wrażliwej!
Ja, jako posiadaczka skóry wrażliwej, nie wykonywałam masażu twarzy sodą. Zdarza mi się nałożyć papkę z sody ma okolice z wysypem zaskórników i ich pozbycie się potem jest o wiele łatwiejsze. Jako opcja mniej agresywna z sodą można wykonać "przed-tonik", czyli szczyptę sody rozpuścić w wodzie, przetrzeć twarz. Na koniec obowiązkowo należy skórę zakwasić produktem o fizjologicznym, lekko kwaśnym pH.
Produkty sodowe na twarz zdecydowanie nie powinny stanowić elementu codziennego dbania o cerę. Huśtawka pH to prosty przepis na przesuszenie skóry i podniesienie jej wrażliwości. Nie polecam nakładania sody na skórę zranioną i już podrażnioną.
Absolutnie nie wolno nakładać sody w okolicy oczu!

Pan na pewno nie ma maseczki z sody na twarzy, ale jest tak uroczy, że nie mogłam się powstrzymać :)

źródło

Sama stosuję i polecam, choć ostrożnie - oczyszczanie włosów szamponem z sodą. Szampon wzbogacony sodą zyskuje właściwości mega-rypacza i usunie z włosów wszystko, nawet świeżą farbę (niestety nie działa na starą, "wgryzioną" we włosy). Ten sposób umożliwia wzmocnienie delikatnego szamponu, bez mnożenia butelek na półce. Przydatne, jeśli jak ja macie wrażliwą skórę i nawet szampon-rypacz musi spełniać pewne wymogi, a co za tym idzie często jest droższy.
Po sodowaniu włosów obowiązkowe jest użycie zakwaszacza, np płukanki octowej lub maski o lekko kwaśnym pH, np z dodatkiem soków/kwasów owocowych.

Popularne jest kosmetyczne zastosowanie sody jako szamponu, w duecie z octem jabłkowym lub innym owocowym. Metoda ta ma moim zdaniem i plusy - zdecydowane ograniczenie tablicy Mendelejewa, jaką ładujemy na skórę, i minusy - huśtawka pH fundowana włosom może je nadwyrężyć wiele bardziej, niż sklepowe "chemiczne" szampony.

źródło


Odkryłam również działanie niepozornej sody na stopy. Po wymoczeniu z wodą z dodatkiem sody stopy świetnie poddają się peelingom i ścieraniu zrogowaciałego naskórka. Stwardniała skóra jest rozluźniona jak po długiej kąpieli, a zdrowy naskórek prawie nie, więc trudniej o zranienie się przez zbyt mocne ścieranie, które nie jest potrzebne.
Do zadań specjalnych można wykorzystać sodowe skarpetki - zabieg inspirowany skarpetkami kwasowymi. Do woreczków foliowych wsypuję po łyżeczce sody, zawiązuję na stopach, zakładam skarpetki i chodzę w nich kilka godzin lub idę spać. Po kilku godzinach skóra jest rozmiękczona gdzie trzeba i genialnie poddaje się dalszym zabiegom złuszczającym i upiększającym.

Kąpiel całego ciała z dodatkiem sody i soli ma działanie relaksujące i odświeżające. Zmniejsza się napięcie mięśni. Kąpiel taka dodatkowo dobrze wpływa na moje dłonie - zmniejsza przebarwienia np po ciemnym lakierze albo po pracach kuchennych w dziurawych rękawiczkach, sprawia, że paznokcie są trochę twardsze i samoistnie skórki stają się bardziej "ogarnięte", nawet bez manicure. Do takiej kąpieli warto dodać naparu z ziół czy olejków eterycznych (o czym zawsze zapominam), ale sama soda i sól też już działają :)

UWAGI

Do zabawy z pH warto mieć papierki lakmusowe. Lub tworzyć mikstury, które możemy posmakować - im mniej gorzki smak, tym pH bliższe neutralnemu, czyli lepiej i bezpieczniej. Podobnie z kwaśnym smakiem.

Zabawy z pH dają wiele możliwości, ale też są obarczone pewnym ryzykiem. Możemy osiągnąć niezłe efekty w prosty sposób, ale i łatwo sobie zaszkodzić.

Przed pierwszą kurację koniecznie wykonaj test na małym kawałku skóry, np na przedramieniu. Może okazać się, że produkty z sodą nie są dla Ciebie!
 

Korzystacie z sody w pielęgnacji?
Bawicie się świadomie odczynem produktów?
Jakie są Wasze domowe przepisy z sodą?


Będzie mi miło, jeśli mnie polubisz...
A nawet pokochasz...
Pokochaj z Bloglovin

piątek, 6 czerwca 2014

Tea time! Wpis około-herbaciany

źródło

Witam :)

W ciągu ostatnich miesięcy oprócz kosmetyków testowałam również nowe produkty spożywcze.
Zebrało mi się kilka produktów w temacie około herbaty. Chętnie opiszę je za jednym zamachem :)

Zacznę od słowa wstępu, a raczej odwołania się do starego wpisu o herbatach. Kiedy to odkryłam niby oczywistą, a jednak zaskakującą prawdę. Herbaty też mogą uczulać. To nie tylko woda z zapachem i kolorem, to może być i cudowny napar, i kupa chemii i potencjalnych alergenów ;] I czasem co z tego, że wyeliminujesz całą chemię z diety, jeśli najzdrowszy posiłek świata zapijesz czymś, co już dawno nie jest herbatą? Na szczęście - na rynku są dostępne całkiem dobre herbaty "bez chemii". A drugie na szczęście - z całkiem niezłym skutkiem można herbaty aromatyzować w domu :>

Tymczasem zapraszam na wpis!

#1

A jakże - herbata!


Herbaty Yogi to napój dla koneserów. Aromaty ziołowe, owocowe i korzenne, inspirowane ajurwedą i myślą wschodu mogą - i w moim przypadku są - zaskakujące dla dziecka Zachodu :)
Herbatki Yogi zmuszają - przynajmniej mnie :) - do zatrzymania się. Takiej herbaty nie da się wypić w biegu - raz, zbyt... wyjątkowa, dwa - szkoda, bo kosztuje niemało :)

Najpierw przeczytajcie skład - Herbata rozgrzewająca Yogi:
bazylia*(50%), lukrecja*, sok z suszonej cytryny*, skórka z pomarańczy*(5%), cynamon, imbir*, papryka chili*(0,5%), kardamon*, goździki*, pieprz czarny*
*składniki pochodzące z upraw ekologicznych, objęte certyfikatem kontroli IT BIO 006

Piękny, naturalny - i szokujący, nieprawdaż?
Mieszankę tak skomponowano, że samą bazylię ciężko rozpoznać. Aromat herbaty jest po prostu orientalny i... inny. Zapach egzotyczny. Smak - zaskakujący. Stosunkowo łagodny, ziołowy i nie czuć bardzo korzennej nuty, a ciepełko z chilli rozkwita dopiero w brzuszku, w okolicy serduszka. Naprawdę!
Pierwszy kubek tej herbaty wypiłam zmęczona po bardzo ciężkim dniu - i czułam, jak schodzi ze mnie napięcie, rozluźniają się mięśnie a w głowie cichnie hałas i chaos.
Korzenny pikantny miks zapewnia lekkie pobudzenie - bez kofeiny i bez późniejszych problemów z zasypianiem.
Herbatkę wyniosłam do pracy. Ratuję się nią, gdy boli mnie brzuch (bazylia działa rozkurczowo na układ pokarmowy i wspomaga trawienie, zwłaszcza w takim towarzystwie).

Opakowanie zadowoli wysokie wymogi estetyczne. Taka herbata zdecydowanie spisze się jako podarunek dla wielbiciela nowych smaków :)

Herbata ta raczej nie spodoba się dzieciom i smakowym tradycjonalistom. Nie powinny jej pić osoby z nadciśnieniem ze względu na lukrecję.

Pudełko herbaty zawiera 17 torebek zapakowanych w oddzielne papierowe torebki. Kosztuje około 12zł za opakowanie.

Nie wykluczam, że kupię sobie tę bądź inną z herbat Yogi. Tymczasem eksperymentuję z własnymi mieszankami inspirowanymi przepisem :)

#2

Dżemik jarzębinowy do herbaty.


Jarzębina jest jednym ze smaków mojego dzieciństwa, który odkrywam na nowo. Przetwory jarzębinowe są trudno dostępne, i jeśli tylko jakieś znajdę - muszą być moje!

Skład: jarzębina 70%, cukier 30%

Ten oto dżemik służy specjalnie do jarzębinowania herbat. Składa się tylko i wyłącznie z owoców i cukru. Mimo braku konserwantów jego trwałość jest zaskakująca - od października do czerwca stoi otwarty w lodówce i nadal jest w doskonałym stanie :)
Konsystencja dżemu jest gładka i dobrze rozprowadza się w ciepłej herbacie, nadając jej aromat - bez słodyczy.
Jarzębina w smaku przypomina trochę borówkę brusznicę. Dla niewtajemniczonych - wyobraźcie sobie niekwaśną żurawinę, która ma jakąś naturalną słodycz (żurawina nie ma ani trochę). Mimo stosunkowo wysokiej zawartości cukru (chociaż w przełożeniu na dżemy nie bije rekordów, tam bywa 1:1) dżem nie jest słodki w smaku.
Moim zdaniem najbardziej pasuje do herbat łagodnych i neutralnych, np czarnej, zielonej albo rooibos.
W moim odczuciu herbata z jarzębiną ma działanie delikatnie chłodzące, dlatego nie sięgałam po nią zbyt często w okresie jesiennym i zimowym, a teraz do niej wróciłam.
Minusem (znowu IMO) jest moczopędne działanie jarzębiny. Podobnie jak żurawina powinna pomagać przy dolegliwościach układu moczowego i kobiecych infekcjach.
Dżemik ma wysoką zawartość witamin wrażliwych na ciepło (C, karoteny) i warto dodawać go dopiero do schłodzonej herbaty :)

Jarzębina do herbatki nadaje się dla każdego :) Nie ma przeciwwskazań wiekowych i zdrowotnych, w przypadku gorszej kondycji fizycznej warto jednak zachować umiar, jak ze wszystkim ;]

Słoiczek dżemiku Fungopol Jarzębina do herbaty to 200g li i jedynie dosłodzonego przecieru jarzębinowego. Kosztuje około 7zł i najłatwiej znaleźć ją w sklepach ze zdrową żywnością.

Jako, że smaki na jarzębinę trwają, być może kupię dżemik. I uproszę mamę, żeby zrobiła domowy ;)

#3

Czekolada do herbaty?


Tu znowu kierowała mną bardziej ciekawość niż potrzeba, bo na szczęście cukrzycy (jeszcze - biorąc pod uwagę zasięg chorób cywilizacyjnych nikt nie może czuć się bezpieczny) nie mam.

Czekolada słodzona stewią to produkt kierowany nawet do diabetyków. Cukier - albo jeszcze gorzej, syropy glukozowe i fruktozowe zastąpiono tu zdrowszym osładzaczami, jak maltitol i stewiozydy, które są uważane za bezpieczne dla cukrzyków, bo nie podnoszą poziomu glukozy we krwi jak cukier. Dodatkowo tłuszcze utwardzone zastąpiono naturalnie twardymi masłami roślinnymi o cenionych właściwościach odżywczych :)

Oto skład: Maltitol, masa kakaowa, tłuszcz kakaowy, proszek kakaowy, lecytyna sojowa,aromat waniliowy, glikozydy stewiolowe.



Produkt to pastylki czekolady wielkości 5zł. Nalot nie jest wadą produktu ani nie świadczy o jełczeniu.
Oprócz kartonika zapakowano je dodatkowo w torebkę strunową z aluminiowej folii, dla dodatkowej ochrony.

Moim zdaniem: Czekolada słodzona stewią smakuje jak normalna czekolada, jeszcze nie deserowa ale już nie mleczna.
Nie jestem cukrzykiem, więc nie jestem w stanie określić, czy faktycznie nie powoduje skoków insuliny. Nie uruchamia ciągu czekoladowego i można przerwać zagryzanie po jednej pastylce (a nie jak niektóre, które idą naraz :) ).
Czekolada na pewno jest bezpieczniejsza, niż zwykłe czekolady dostępne w sklepach, chociaż spotkałam się z opinią, że sam słodki smak już wywołuje reakcje organizmu jak na cukier, więc i z bezpiecznymi słodzikami nie powinno się przesadzać.
Oprócz kakao i lecytyny sojowej nie zawiera więcej potencjalnych alergenów, więc może po nią sięgnąć większa grupa wrażliwców (na przykład bezmleczna Wiedźma).

Opakowanie Czekolady słodzonej stewią firmy Choco Pharm, wersja dla dorosłych to 100g czekoladowych pastylek i kosztuje około 15zł. Znajdziecie je oczywiście w sklepach ze zdrową żywnością :)

Nie umiem powiedzieć, czy będę sięgać po takie czekolady. Na szczęście nie muszę, a wybór czekolad bezmlecznych i bezglutenowych jest duży. Była dla mnie trochę za słodka, jednak wolę deserowe i te "wysokoprocentowe". Aczkolwiek kupiłabym ją na osłodę cukrzykowi na diecie.
* * *
Wszystkie te produkty testowałam w ramach współpracy z Zielarnią Lawenda.


Jak u Was w temacie herbat? Co właśnie popijacie, czym smakujecie? Czym słodkim (a może niesłodkim?) zagryzacie?



Będzie mi miło, jeśli mnie polubisz...
A nawet pokochasz...
Pokochaj z Bloglovin

niedziela, 1 czerwca 2014

Denka i wyrzutki #4


Pora na sprawozdanie z kolejnych czystek w wiedźmiej kosmetyczce :)
Ostrzegałam, wykańczam prężnie - a wyrzucam (prawie) bez litości ;]

Ciekawa jestem, czy rozszyfrujecie kosmetyki z negatywów?

DENKA

Zioła i Trawy Agafii, Ziołowe Białe Mydło [opinia] - wydajne jak szatan i pięknie pachnące mydełko do mycia ciała i włosów z popularnej serii rosyjskich kosmetyków. Białe mydło wydaje mi się być najlepszym wyborem spośród tych mydeł dla wrażliwców - i nie zawiodłam się na nim do ostatniej porcyjki. Choć nie nadaje się do mycia kilka razy dziennie - na zmianę z łagodnymi produktami działa pięknie, tzn myje i nie szkodzi, a do tego pachnie. Zapach absolutnie mi się nie znudził, jest ciągle tak samo kojący i uroczy. Mydełko zużywałyśmy razem z mamą (na zmianę z innymi myjadłami) przez ROK, więc wysoką cenę (ok. 45zł) można mu wybaczyć.
Wielka szkoda, że u mnie nie nadaje się do mycia włosów, podobnie jak żaden produkt ziołowy, który do tej pory próbowałam.
Może kupię ponownie, a już kupiłam kwiatową wersję :) Czarna wersja też kusi, chociaż zależy, jaka wtedy (czyli za rok?) będzie moja cera.

Rexona Women, Pure Protection, Dezodorant antyperspiracyjny w kulce [KWC] - działa i nie podrażnia. Nie każdy antyperspirant to potrafi, więc PLUS! Zapach jest praktycznie niewyczuwalny. Kulka dozuje troszkę za dużo płynu więc trzeba poczekać, aż się wchłonie ale to jedyny minus.

Kupię ponownie, obecnie mam sztyft, zobaczymy, jak się sprawdzi.

*Bezpieczeństwo korzystania z antyperspirantów jest dyskusyjne, więc nie zachęcam ani nie odradzam tego rodzaju ochrony przed potem i nieświeżym zapachem. Osobiście praktykuję tę kontrowersyjną wersję, gdyż naturalne nie dają mi chyba żadnej ochrony.

Baikal Herbals, Krem Anti-Age na noc [opinia] - bardzo porządny kremik dla skóry suchej bądź odwodnionej. Używałam go z przyjemnością. Szkoda, że producent obiecuje cuda w kwestii zatrzymywania czasu, bo nie ma takiej mocy. Mało który krem ma. Kosztuje 20zł / 50ml i jest bardzo wydajny, starczył mi na wiele miesięcy regularnego używania.
Może kupię. Może skuszę się na inny z tej serii?

Oceanic, AA Regeneracja, Szampon z bisabololem [opinia] - jeśli istnieje szampon "rypacz" możliwie łagodny dla skóry to będzie to on.
Może kupię ponownie. A jeśli skóra znowu mi się zbuntuje to na pewno kupie ponownie ;] Na razie cieszę się poprawą stanu skóry i będę testować inne :)

Bielenda, Professional Formula, Enzymatyczny peeling dotleniający [KWC] - produkt o zachęcającym składzie i niskiej cenie :) Niecałe 3zł za dwie porcje maseczki-peelingu "enzymatycznego". Moim zdaniem nie jest to "enzym" tylko bardzo łagodny peeling kwasowy. Nie powinien podrażniać nawet wrażliwej skóry, ani działa fotouczulająco i moim zdaniem zdaje egzamin :) Peeling ma postać przezroczystego żelu bez drobinek o łagodnym zapachu. Jeśli skóra była uszkodzona to może trochę szczypać, ale jest łagodny nawet dla mojej wrażliwej, alergicznej i płytko unaczynionej skóry. Cera po zabiegu jest odświeżona i wygładzona i jest to pierwszy "enzym", który robi u mnie cokolwiek.
Już kupiłam następne opakowanie.

WYRZUTKI

Artiste, Hair Care & Styling, Żel do układania włosów, moc 4 [KWC] - żel do utrwalania loków, popularny wśród zakręconych wizażanek swego czasu (nie wiem, jak teraz). Skład ma bardzo ładny, bezpieczny dla skóry i włosów, bez alkoholu, za to z aloesem i pantenolem. U mnie nie sprawdził się, włosy wyglądają na nieświeże i łatwo łapią puch. Miliony razy lepiej działa zwykły glut lniany.
Nie kupię ponownie.

Elfa, Green Pharmacy, Olejek łopianowy ze skrzypem polnym przeciw wypadaniu włosów [KWC] - kolejny produkt, który musiałam sprawdzić :) Olejek w wersji ze skrzypem wydaje się być najbardziej odpowiedni dla skóry wrażliwej (wtedy jeszcze nie było arganowego). Otóż - na moich włosach i skalpie olejek nie robi NIC, więc nie miałam odruchu, by po niego sięgać. Prawie nietknięty doczekał końca terminu ważności i zjełczał.
Nie kupię ponownie.

Farmona, Herbal Care, Odżywka do włosów rozjaśnionych i blond "Rumianek" [KWC] - zdanie o niej mam podobne jak o odżywce Lnianej - ładny skład, przyjemny zapach i niska cena sprawią, że wiele osób będzie z niej zadowolonych :) Wiele, czyli nie ja. Odżywka nie robi nic złego skórze ani włosom, ale szybciej wyglądają nieświeżo i ciężko, jakkolwiek bym jej nie używała. Przemęczyłam 2/3 opakowania, wystarczy. Na szczęście jest tania :) (w promocji ok. 5zł).
Nie kupię ponownie, ale polecam, jeśli ktoś napotka.

Rossmann, Babydream, Extrasensitive Pflegeöl [KWC] - niedostępna już w PL ale ciągle produkowana w Niemczech oliwka dla dzieci do skóry bardzo wrażliwej była moim wybawieniem podczas epizodów atopowych i mroźnej zimy. Oprócz alergicznej skóry ciała dobrze spisywała się u mnie na włosach - zemulgowane masło shea to jest to, co moje włosy lubią najbardziej :)Kiedy wycofywano ją ze sklepów zrobiłam zapasy i przechowywałam na czarną godzinę.. i tak oto pół butelki się przeterminowało i zjełczało. O ile terminem ważności się bardzo nie przejmuję, tak zjełczałych olejów używać na skórę już nie wolno... Kosztowała ok. 10zł / 200ml.

Jeśli spotkam, kupię ponownie.

* * *

Powoli wykańczam zapasy po zimie i robię miejsce na wiosenno-letnie kosmetyki :D

Znacie te produkty? Co o nich sądzicie?
Jak idzie Wasze wiosenne denkowanie?


Będzie mi miło, jeśli mnie polubisz...
A nawet pokochasz...
Pokochaj z Bloglovin