Wiedzma bloguje (Czarownicująca): grudnia 2014

niedziela, 28 grudnia 2014

Wiedźma u trychologa



Witajcie!
Niedziela w toku, włosy właśnie dosychają...ale napiszę o nich później :)

Jak Wam minęły Święta? Mam nadzieję, że podobnie jak mi - radośnie, pysznie i nie tak szybko :) W te święta były z nami dzieciaki, więc wszędzie było więcej magii - w choince z ozdobami z papieru, w łamaniu opłatkiem (cóż, że bezglutenowym) i oczywiście w rozdawaniu prezentów...

przybranie choinki w wykonaniu moich siostrzeńców :)

~ * ~


Dzisiaj mam chwilę - i skoro już mam chwilę, to chciałam Wam napisać o mojej niedawnej wizycie u trychologa.

Ostatnio na wielu blogach poświęconych świadomej pielęgnacji m.in. włosia pojawiły się wpisy o gabinetach trychologicznych.
Pionierką wydaje mi się być Capellibelli, która - przyciśnięta potrzebą :> - odnalazła swoją pasję i została trychologiem. Publikuje na ten temat na swoim blogu różne artykuły oraz relacje ze szkoleń KLIK.
Mamy też coraz większą świadomość, jak ważne jest zdrowie skóry głowy w walce o piękne włosy. Temat jest popularny w Azji a na naszym ryneczku rozpoczęła go kilka lat temu Azjatycki Cukier:
Sekret pięknych włosów - zacznij od skóry
Piękne włosy jak u Azjatki? Filozofia zdrowych włosów w Singapurze


Dzisiaj, kiedy piszę ten post, powinnyście już wszystkie i wszyscy dobrze wiedzieć, kim jest trycholog, jak wygląda badanie itp. Zapraszam na blogi BlondHairCare i Aliny - rozwinęły temat bardzo wyczerpująco, pokazały świetne zdjęcia, zadały specjalistom wiele pytań:

BlondHairCare, Badanie trychologiczne i skóra mojej głowy
AlinaRose, Wypadanie włosów, problemy ze skórą głowy

Wiedźma u trychologa

Ciekawość zwyciężyła i również ja udałam się do takiego gabinetu. Jak zapewne wiecie - mojej skórze głowy od dawna dokuczają różne problemy i dolegliwości. Jestem pod opieką dobrego dermatologa, sama czytam sporo i staram się zrozumieć moją marudę - i właśnie w ramach lepszego zrozumienia nie zaszkodzi się skórze dokładniej przyjrzeć - z bardzo bliska.

Uwaga! Poniższe zdjęcia pochodzą z sieci. Niestety nie mam zdjęć z mojego badania.

przykładowa zdrowa skóra głowy

przykładowa skóra wrażliwa - "maruda"


Po lekturze kolejnego wpisu o trychologu postanowiłam sama do takiego specjalisty się udać, wyszukałam gabinet i zarezerwowałam wizytę (w przyjemnie niskiej cenie do tego :) ).

Do badania przygotowałam się zgodnie ze wskazówkami podanymi w podlinkowanych wpisach, czyli oczyściłam włosy szamponem z SLS, nie nakładałam na nie odżywki; zebrałam aktualną dokumentację medyczną i wszelkie wyniki badań, zapisałam przebieg kuracji dermatologicznej, suple i leki jakie biorę - oraz spisałam pytania, które chcę zadać i problemy, z którymi dokładnie się zwracam.
Zawsze przed wizytą u specjalisty warto się przygotować :)

Wizyta

Gabinet jest mały ale przytulny i dobrze zaopatrzony. Na półce znajdują się przykładowe kosmetyki i kosmoceutyki, które można zaproponować klientom.
Wizyta przebiegła szybko i sprawnie, chociaż trwała dłużej, niż powinna :)
Byłam ostatnim pacjentem tego dnia i znacznie przekroczyłam czas wizyty, bo tak dobrze się rozmawiało.

przykładowa diagnostyka skóry głowy

Pani trycholog okazała się być bardzo młodą osobą ale z mojego punktu widzenia ma odpowiednie przygotowanie i doświadczenie. Czułam się w jej rękach dobrze "zaopiekowana". Szybko poczułam, że mogę się przyznać do mojej wiedzy (nie oszukujmy się - nie do końca fachowej ;]) oraz nie nadzorowanych przez specjalistę eksperymentów. Te informacje mogą mieć wielką wartość dla diagnozy, ale wielu specjalistów nie lubi wymadrzajacych się laików-samouków.
Nie wiem, jakie pytania o zdrowie i tryb życia słyszy każdy pacjent, bo sama opowiedziałam chyba wszystko, co wydawało mi się istotne.
Nie dysponuję zdjęciami z badania i nie znalazłam w sieci zdjęć obrazujących sytuację podobną do mojej.
Cebulki są mniej-więcej zdrowe. Z jednej wyrasta po kilka włosów, ujścia mieszków nie są zaczopowane.
Skóra jest jasna i bez widocznych naczynek. Nie są widoczne objawy skóry suchej i bardzo odwodnionej jak np bruzdy, "papierowość". Widoczne jest zaburzone rogowacenie w postaci żółtej łuski i nieprawidłowa aktywność gruczołów łojowych w postaci kropelek żółtego sebum.

Wnioski:
  • nie grozi mi wypadanie włosów ani łysienie
  • skóra głowy nie jest naczynkowa
  • skóra głowy nie jest sucha (sic!)
  • jest widoczne łojotokowe zapalenie skóry i zaburzenie rogowacenia
Plan działania

Pani trycholog przyznała, że trudno będzie dobrać gotowe produkty odpowiednie dla mojej wybrednej skóry, więc ustaliłyśmy plan działania oparty o półprodukty, których mogę używać bez obaw plus kilka nowych, których obawiam się niepotrzebnie.
Etapy kuracji:
  • Złuszczanie - tylko chemiczne! - 1x w tygodniu
  • Kuracje przeciwgrzybicze - jak najczęściej
  • Regulacja wydzielania sebum - jak najczęściej
  • Nawilżanie bez natłuszczania - jak najczęściej
  • Wewnętrznie: kontynuacja suplementacji witamin od dermatologa i cynku
Trochę zaskoczyły mnie te zalecenia ale są jak najbardziej spójne z obrazem skalpu z kamerki, więc postanowiłam się do nich zastosować (i już widzę pozytywne efekty :) ).

Na maila dostałam też listę składników pielęgnacyjnych, które korzystnie wpłyną na moją skórę głowy, oraz na moją prośbę - składy produktów, którymi mogę się zainspirować (które zasugerowanoby pacjentom ze skórą mniej wrażliwą niż moja).
Nic tylko zakasać rękawy i wcielać plan w życie!

Moje pomysły na kurację:
  • Złuszczanie - wcierka żelowa z mocznikiem 15%, oliwka salicylowa 5%
  • Kuracje przeciwgrzybicze - balsam copaiba z ZSK (KLIK)
  • Regulacja wydzielania sebum - wcierka z wit. B3
  • Nawilżanie - żel z mocznikiem 5% i glukonolaktonem
Składniki polecane do mojej skóry znalazłam w masce Ziaja z olejem rycynowym, którą użyłam w poprzednią niedzielę KLIK. Efekt był bardzo dobry - nie tylko włosy wyglądały ładnie, ale i skalp pozytywnie mnie zaskoczył.
Pani trycholog nie wiedziała, że to wizyta blogerki-wlosomaniaczki. Nie była przygotowana na grad dziwnych pytań, wybredną skórę ani na rozmowę o półproduktach :) Z uwagi na utrudniony dobór kosmetyków nie proponowała mi niczego, co może spowodować szkody, zwłaszcza drogich produktów specjalistycznych "bo tylko takie zadziałają, bo mają ekstrakt ze skrzypu zbieranego na rozstaju dróg" - ani umówić kolejnej wizyty za pełną opłatą - będę chciała to wrócę :)

Wizyta nie była związana ze współpracą ani żadną formą reklamy, więc tym bardziej gabinet mogę szczerze polecić :) Gabinet HairMedica znajduje się przy ul. Dominikańskiej 3 w Rzeszowie, badanie przeprowadzała pani Karolina Piekuś. Gabinety sieci HM są w wielu miastach w Polsce. Obecnie trwa promocja i badania są częściowo lub nawet całkiem dofinansowane z programu "Zdrowe Włosy".



Nie wiem jeszcze, jakie będą efekty kuracji, choć na razie - odpukać! - widzę poprawę. Zaspokoiłam ciekawość i zebrałam nowe informacje, a tego nigdy dość!
Jakie są Wasze doświadczenia z trychologami?
Co myślicie o tego typu badaniach - są potrzebne, czy to kolejna moda?

Źródło zdjęć (prócz choinki): http://www.klinikaurodywarszawa.pl/pl/klinika-wlosa-trychologia/leczenie-wypadania-wlosow/

Będzie mi miło, jeśli mnie polubisz...
A nawet pokochasz...
Pokochaj z Bloglovin

poniedziałek, 22 grudnia 2014

Niedziela dla włosów #18 - git majonez :)


Witajcie :)
Nie, wzrok Was nie myli - w niedzielnym zestawie znalazł się majonez :)

Majonez to dość popularny spośród "kuchennych" sposób pielęgnacji włosów - i jednocześnie budzący najwięcej kontrowersji. Majonez zawiera wszystko to, co powinno być w masce do włosów: olej, emulgatory, trochę protein wielkocząsteczkowych (docenione zwłaszcza przez zakręcone), zakwaszający ocet... oraz sól, cukier i konserwanty, które nie są już takie niezbędne :P
Majonez najlepiej nakładać na włosy przed myciem (chyba, że są bardzo brudne - to po myciu wstępnym), można na włosy i suche i wilgotne - efekt będzie inny, ale który lepszy - to się okaże.


Menu:
  • majonez na suche włosy i skalp na kilka minut
  • Kallos Color jako wstępna emulgacja dla majonezu
  • Barwa, Szampon Lniany - prosty szampon z SLS
  • Ziaja, Maska z olejem rycynowym + olejek copaiba pod folię i ręcznik na ok. 20 minut


Na oddzielne zdjęcie zasługuje balsam copaiba - mój nowy olejek eteryczny (właściwie oleożywica), który ma działanie przeciwbakteryjne, przeciwgrzybicze (czyli np na łupież) ale nadaje się do skóry wrażliwej i podrażnionej. Więcej o olejku przeczytacie na stronie sklepu KLIK. Po pierwszym użyciu nie zrobił mi krzywdy ani nie przesuszył włosów, ale za wcześnie, żeby się o nim wypowiadać. Ot, taka ciekawostka :)




Efekty - zaskakująco pozytywne :) Włosy proste, ale gładkie, sypkie, błyszczące i mięsiste. Skalp ma się lepiej niż ostatnio, nawet udało mi się związać włosy na kilka godzin bez uczucia pieczenia :)

chyba pierwszy raz na łamach tego bloga zdjęcie, które oddaje mój kolor włosów :)

Nie jestem pewna, co dało ten efekt, bo w niecierpliwości swojej zastosowałam kilka nowinek naraz: po raz pierwszy majonez, po raz pierwszy olejek i po raz pierwszy maskę Ziajową pod folię.

Warunki pogodowe okazały się korzystne mimo deszczyku: PR=5, W=80% [źródło, wpis o wpływie pogody na włosy].


A jak Wasze włosy się mają obecnie?
Jakie jedzenie kładłyście ostatnio na włosy? :)


*Uwaga! Nie umiem powiedzieć, czy pokazany majonez spełnia wymogi diety bezglutenowej. Ja jadam Kielecki, który był przebadany pod tym kątem.


Będzie mi miło, jeśli mnie polubisz...
A nawet pokochasz...
Pokochaj z Bloglovin

niedziela, 14 grudnia 2014

Niedziela dla włosów #17


Witajcie :)
Blog nieco ożył - jeśli zaglądacie na fejsa, wiecie, że odkurzam niektóre stare wpisy. Takie przedświąteczne porządki :)

Tymczasem jest niedziela, czyli dzień dogadzania włosom (lub też dzień chwalenia się wczorajszymi eksperymentami).

Oto wczorajsze włosowe menu:
  • kompres - maseczka: Balsam Eco-Hysteria Odżywienie + spirulina
  • łagodne mycie - szampon Alverde regenerujący
  • wygładzanie - serum Green Pharmacy
Balsam Ecohysteria wszedł w moje posiadanie w wyniku bardzo owocnej wymianki kosmetycznej z Mariolką. Jak na kosmetyk rosyjski ma "ubogi" skład - w przyjemnej bazie odżywkowej pływa trochę olejów. Nie ma morza ekstraktów ani protein. Jeszcze nie mam wyrobionego zdania o tym produkcie.
Spirulina to odpowiednik kuracji proteinowej, który moje włosy najlepiej tolerują - więcej na ten temat pisałam tutaj KLIK. Pozostawia moje włosy sprężyste i z lepiej zdefiniowanym skrętem.
Szampon Alverde wygrałam dawno temu w konkursie u Kosodrzewiny. Jest ciekawym, łagodnym myjadłem. Szkoda, że nie zawsze sobie radzi z oczyszczeniem mojej skóry z nadmiaru niechcianych lokatorów.
Spa działo się z udziałem bardzo miękkiej wody. Maseczkę ze spiruliną nałożyłam na suche włosy na kilka minut, następnie zmyłam łagodnym szamponem Alverde.
Zapewnie nie było to najbardziej efektywne wykorzystanie możliwości maski, ale ze względu na ciągnące się przeziębienie - wysiadywanie z mokrą głową to nie jest najlepszy pomysł. Więc dobre i to.

Efekt? Skręt jest trochę bardziej jędrny. Włosy wymagały wygładzenia serum silikonowym.

Na zdjęciu włosy już po czapce, loków brak, ale falowatość ma się całkiem nieźle :)
Btw rzadko mam okazję wykorzystać kogoś w roli fotografa, więc chwalę się włosiem całościowo. Urosły trochę, więcej niż się wydaje, bo końcówki jak zwykle chowają się gdzieś pod spód :)


Oby stwierdzenie nie padło nie w porę - chyba zima im służy :) Niska wilgotność nareszcie pozwala mi używa humektantów (uwaga! jestem raczej wyjątkiem w tej kwestii!), nie ma wiecznego puchu - a jeszcze nie zaczęło się elektryzowanie i głęboko-zimowy przesusz. Tylko skrętu szkoda.


A jak Wam mija włosowa niedziela?


Będzie mi miło, jeśli mnie polubisz...
A nawet pokochasz...
Pokochaj z Bloglovin

czwartek, 11 grudnia 2014

Kosmetyki organiczne BiO2You

 


Witam!
Dzisiaj zapraszam Was na niezwykłą recenzję tria wyjątkowych produktów. Mowa o kosmetykach organicznych Bio2You.

Kosmetyki tej marki to dziecko łotewskiej firmy, zrodzone z miłości do rokitnika. Olej rokitnikowy ma wyjątkowe działanie - można pisać o nim peany, również i ja mam takowe na sumieniu (KLIK i KLIK), nie ma co się dziwić, że zyskuje coraz większą popularność :)
Produkty BiO2You składają się prawie wyłącznie z produktów roślinnych z kontrolowanych upraw. Oznaczone są certyfikatem ICEA.

Co je wyróżnia? Hm... cena. Kosmetyki są niewątpliwie pokazane jako luksusowe.
Jeśli zaglądacie tu dłużej, to wiecie, że Wiedźma ma raczej studencką kieszeń (choć studentką już dawno nie jest) i nie zostawia majątku w sklepach jeśli nie musi. I przede wszystkim uważa, że cena kosmetyków (i wszystkiego innego) nie musi być - i często nie jest - proporcjonalna do jakości.

Poniższy wpis nie jest bezpośrednim owocem współpracy, ale też nie kupiłam tych produktów sama - uratowałam je przed wyrzuceniem, gdyż właśnie mijał ich termin ważności i miały wylądować w koszu.
Kosmetyków używałam jednocześnie, rzadko korzystając z innych. Działanie zaobserwowane na skórze jest więc wypadkową wszystkich tych produktów. Nie wiem, jak działałyby każdy z osobna.

Opakowania i wygląd
Kosmetyki zapakowane są w tekturowe pudelka i dodatkowo folię, więc mamy gwarancję, że nikt nie dotykał naszego nabytku. Na folii znajduje się opis produktu w języku polskim.
Opakowania kosmetyków są estetyczne i dopracowane, a grafika miła dla oka. Etykietka zawiera dokładny opis składników, pochodzenie wielu z nich i przyjazny opis zastosowania, który nie odstraszy osób nieobytych z kosmetykami tak bardzo naturalnymi.
Buteleczki wykonane są z grubego, matowego szkła. Dozowanie ułatwiają zakrętki różnego typu, moim zdaniem niekoniecznie dobrze dobrane do konsystencji produktu.  Opakowania jako całość są bardzo estetyczne i świetnej jakości, z radością wykorzystam je ponownie :)

Opisy produktów
Tu chciałam zwrócić uwagę na ciekawe działanie marketingowe: opisy produktów są tak sformułowane, że nie składają obietnic bez pokrycia, ale efektów nie można zmierzyć :) Na przykład serum jest antydepresyjne, maseczka rozświetlająca a serum witaminowe opóźnia efekty starzenia.
To nie są złe obietnice, nie powiem. Ot, ciekawy zabieg :)

Składy
Zgodnie z obietnicą producenta składy są przepiękne :) Sałatka owocowa, oleje, glinki. Konserwantami są witaminy i olejki eteryczne - a mimo to ja-alergik nie bałam się ich użyć.
Składników nie-roślinnych jest tu niewiele i zgodzę się, że są tu niezbędne.

Przy takim bogactwie ekstraktów produkty mają dość duży potencjał alergizujący i wrażliwcy powinni wykonać testy skórne przed użyciem tych kosmetyków.

(zdjęcie można powiększyć)
A co sądzę o samych produktach?

ORGANICZNE SERUM OMEGA 3-6, Antydepresant skóry
Opis: Organiczne serum do twarzy, działające antystresowo na skórę.
Poprawia wygląd skóry, jej nawilżenie, gładkość oraz wyrównuje koloryt. Zawiera liczne oleje w składzie: z róży piżmowej, awokado, ogórecznika, orzechów makadamia, rokitnika, a także oliwę z oliwek i witaminę E i A.


Olejek otrzymujemy w buteleczce z kroplomierzem. Olejek jest klarowny, ma lekko żółtawy kolor i neutralny zapach. Dobrze rozprowadza się na skórze, stosunkowo szybko wchłania i pozostawia lekki film ochronny, który mi odpowiada ale nie każdemu musi. Bardzo dobrze sprawował się jesienią, dopóki na dobre nie rozpoczął się sezon grzewczy.
Nie powoduje u mnie zaskórników ani krost i nie ma wpływu na istniejące. Nie zauważyłam wyraźnej zmiany jakości skóry,  a używałam olejku kilka razy dziennie i codziennie.
Olejek zapunktował bardzo przyjemną konsystencją i szaloną wydajnością - jedna porcja wystarczyła na twarz i dekolt, a całe opakowanie na ponad miesiąc kuracji, jak już wspomniałam po kilka razy dziennie. Opakowanie zaprojektowane jest świetnie, olejek udało się wybrać pipetką prawie do ostatniej kropli!

Cena: ok. 100zł/15ml

ORGANICZNE SERUM PRZECIWZMARSZCZKOWE DO TWARZY

Opis: Ta cenna receptura naturalnego serum jest szczególnie skuteczna przeciw starzeniu się skóry. Zawiera mieszankę specjalnych ziół oraz witamin B i C, które zwalczają problemy przedwczesnego starzenia się skóry i powstawania zmarszczek podskórnych, zanim stanie się to widoczne. Serum odmładza skórę, poprawiając jej zdolność do długiego utrzymania właściwego poziomu nawilżenia. Intensywnie też zmiękcza skórę i wspomaga wytwarzanie kolagenu. Dzięki swojemu działaniu hamującemu pigmentację oraz rozkładającemu melaninę, zmniejsza ciemne zabarwienie i może być używane do rozjaśniania przebarwień na skórze. Serum poprawia odbudowę tkanki podskórnej, wspomaga mikrokrążenie i regenerację skóry. Zawiera bogaty zestaw składników roślinnych: aloes, kozieradkę, chmiel zwyczajny, Pantenol (prowitaminę B5), fosforan sodowy kwasu askorbinowego (pochodną witaminy C) oraz cenny olej z rokitnika.
 
Serum to złoty, lekki płyn o zapachu multiwitaminy. Nie jest lepki ani tłusty. W moim odczuciu... nie zauważyłam szczególnego działania tej bomby witaminowej. Z codziennych, zwykłych funkcji serum też się nie wywiązało -  za słabo nawilża, zdecydowanie lepiej sprawuje się w mieszance z hydrolatem nawilżającym (np różanym), kwasem hialuronowym - czyli dodatkami, które same w sobie rewelacyjnie nawilżają. Z drugiej strony - zauważyłam, że zmiany skórne, wymienione w opisie - w moim przypadku są kosmetykoodporne i bez względu na to, co nakładam na twarz oczy będą tak samo spuchnięte a pryszcze tak samo nie będą chciały znikać ;]
Nie urzekło mnie tez opakowanie - bardzo szybko przelałam płyn do buteleczki z atomizerem i używałam jako mgiełki pod olej. Oryginalnie dołączony dozownik z pompką sprawia, że serum rozpryskuje się bez kontroli i wydaje mi się, że byłoby lepsze do kremu albo olejku.

Cena: ok. 85zł/15ml

ORGANICZNA MASECZKA ROZŚWIETLAJĄCA DO TWARZY
Opis: Ta wyjątkowa maseczka organiczna intensywnie nawilża, rozjaśnia skórę, rozświetla ją i wygładza. Pozostawia cerę oczyszczoną z martwych komórek naskórka. Skóra jest głęboko i długotrwale nawilżona, i uzyskuje świeży, promienny wygląd.
 
Maska glinkowa to gotowy produkt do stosowania na skórę.  Ma przyjemną konsystencję, wygodnie się ją nakłada i łatwo zmywa. Skóra po użyciu jest gładka, nawilżona i napięta.
Można nie liczyć czasu - jeśli nawet zaschnie to nie poczyni szkód. Ba - ostatecznie można maski nawet nie zmywać, bo nałożona cienką warstwą zachowuje się jak krem.
Maseczka lekko napina skórę i nawadnia ją - nie ma tu typowego dla glinek wysuszania. W łagodny sposób oczyszcza i przygotowuje skórę na głębsze oczyszczanie, np ręczne usuwanie zaskórników.

Tu opakowanie jest idealnie dobrane do konsystencji kosmetyku - pompka, która odpowiednio dozuje maskę o konsystencji jogurtu. Zamknięcie jest szczelne i higieniczne - więc w środku nic nie wysycha ani nie rozwija się niepożądane życie ;]
Na plus przemawia jeszcze szalona wydajność maseczki - na całą twarz i dekolt wystarczy kilka pompnięć.
Nie wiem, czy efekty i przyjemność korzystania są proporcjonalne do ceny produktu, ale dzięki tej maseczce przychylniej spojrzałam na gotowe maseczki. Co prawda umiem zrobić dobre i skutecznie,  ale rzadko po nie sięgam, z lenistwa - a po tę sięgam z ochotą :)

Cena: ok. 110zł/50ml

Podsumowanie w punktach
Zalety drogich produktów:
  • piękne, solidne opakowania
  • przyjemna konsystencja i wygodna aplikacja
  • miłe zapachy
  • wygoda użytkowania (np produkty nie musiały mieszkać w lodówce)
Zalety tanich produktów:
  • cena

Cieszę się, że miałam okazje wypróbować coś nowego i tak innego. Będę wspominać komfort użytkowania i piękne opakowania, ale nie wiem, czy kiedykolwiek zdecyduję się na zakup tak drogich produktów, zwłaszcza, że znam tańsze odpowiedniki (a dla serum witaminowego - również bardziej skuteczne). Mam już jedno drogie hobby (dieta) i chwilowo nie mam miejsca na inne ;]



Czy Wam zdarza się sięgać po luksusowe kosmetyki?  
Co o nich sądzicie - warto?  Co możecie polecić? 



Wpis powstał na kalkulatorze, mogą więc występować w nim błędy, za które gorąco przepraszam :)
"Profesjonalne" zdjęcia pochodzą ze strony dystrybutora
Skrócone opisy produktów zaznaczone kursywą pochodzą z KWC



Będzie mi miło, jeśli mnie polubisz...
A nawet pokochasz...
Pokochaj z Bloglovin

niedziela, 7 grudnia 2014

Niedziela dla włosów #16



Witajcie w grudniu :)

Spieszę do Was z najnowszą NDW.
Ostatnio często tak się układa, że nie mam czasu na włosowe SPA. Do tego dochodzi brak motywacji, znany pewnie wielu falowanym - w zimie nie chce się walczyć o ładny kształt fryzury i fale, bo wszystkie zabiegi i tak niweczy 1) mycie na noc 2) czapka. Dlatego od kiedy pogoda wymusza noszenie nakrycia głowy - nawet nie myślę o wydobywaniu skrętu a wręcz mu przeszkadzam, tzn staram się, żeby włosy były możliwie proste. O ile mają taką chęć. Przez kilka tygodni nawet się zgadzały, ale ostatnio, od kiedy temperatury spadły poniżej zera - jaśniepaństwo pragnie się kręcić! :)

A wracając do dzisiejszego dnia.
Menu:
M: szampon Barwa z Lnem i witaminami
O: maska Omia z olejem arganowym (odlewka od Eternity ;* ) pod kompresem - turbanem Pilomax (kilka słów na jego temat KLIK)


Szampon Barwy to mój sprawdzony rypacz. Maska Omia to bardzo miłe zaskoczenie - jest gęsta, kremowa, bardzo wydajna, otula włosy, od razu rozplątuje kołtuny i wygładza, nawilża skalp - a do tego świetnie się spłukuje i dociąża ale nie oblepia.

Efekt:
włosy przy spłukiwaniu bardzo miękkie i gładkie :D Po wyschnięciu trochę szorstkie końce ale znowu zapomniałam o serum. Skręt dziarski, niezdefiniowany. Tzn pokręcone, błyszczące ale szopa.

Wniosek ogólny: winter is comming, wilgotność wysoka, temperatura punktu rosy spada (troszkę więcej o temacie pogody KLIK), włosom trzeba jeszcze więcej emolientów, najlepiej otulających (w przeciwieństwie do pożądanych w lecie wnikających).


Tu proszę wybaczyć mistrzowi fotografii. Próbuję opanować nowy sprzęt. Przy braku światła i fotografa efekty wyglądają jak widać.

Czy Wasze włosy poczuły już zimę? Czym różni się zimowa pielęgnacja od jesiennej?

Btw czy krótkowłose włosomaniaczki zechcą podzielić się swoim sposobem na udane włosowe selfie


Będzie mi miło, jeśli mnie polubisz...
A nawet pokochasz...
Pokochaj z Bloglovin