Wiedzma bloguje (Czarownicująca): 2017

sobota, 9 grudnia 2017

Malta w listopadzie



Cześć!

Już grudzień, a ja wspominam listopad :D Właśnie mija miesiąc od mojego powrotu z wakacji na Malcie.



Kierunek podróży wybraliśmy niemalże na oślep - byleby było ciepło i kolorowo, bo w tym roku ominęło nas lato (w UK to co najwyżej majździernik), na południe ale w cywilizacji itd. Cel wyjazdu - ani plażing, ani intensywny zwiedzing, ale głównie wystawić blade twarze do słońca i wygrzać kości przed polską zimą.



Co mi się najbardziej podobało na Malcie? Słońce, piękne widoki (wybrzeże! Gozo!), przyjemne temperatury (20-30C w dzień i ciepłe noce) i lody dla alergików ;)

Co mi się najmniej podobało? Strasznie tam brytyjsko, właśnie stamtąd wróciłam i na razie mi wystarczy ;) I ubolewam nad słabym dostępem do świeżego sezonowego jedzenia.

Co mnie najbardziej zaskoczyło? Konie w środku miasta :D Wybieg dla konika, stajnie, kowal.


OKOLICZNOŚCI PRZYRODY - POGODA

Na Maltę polecieliśmy prosto z UK - z wilgotnego, szarego piździernika prosto w koniec lata - pogoda archiwalna KLIK. Podobno było 19-21C - prognoza kłamie, zazwyczaj było cieplej, chyba że słońce schowało się za chmury. Dobrze ubierać się na cebulkę, bo dwa razy wracaliśmy do domu się przebrać.
Udało się wykąpać w morzu!
Tylko dwa razy kropiło a zachmurzenie było tylko przelotne.

Golden Bay, jedna z nielicznych piaszczystych plaż
Listopad było czuć jedynie w długości dnia - około 16 robiło się chłodniej, a o 17 zachodziło słońce. Wieczory były ciepłe, dobre na spacery. Niestety muzea nie są zbyt długo czynne.



Post udostępniony przez Uriel Serafin (@aivazz6)




MIASTA

Malta - po prawej zielony półwysep to Valletta, na środku Msida i Gzira
Dalej mam mętlik w głowie, gdy patrzę na mapę Malty. Kraj jest wielkości większego polskiego miasta (wiki podaje Szczecin), miasta-dzielnice są niewielkie i ściśnięte koło siebie na północy wyspy, południe jest opustoszałe a na Gozo skupiska wokół Victorii i rzadziej zamieszkałe tereny rolnicze.

Gozo, Żebbuġ - najbardziej zielona i spokojna część Malty
Architektura łączy chyba wszystkie style znad Morza Śródziemnego - włoski, grecki, bałkański i oczywiście angielski; poza tym kontrasty na każdym kroku - stare z nowym, bogate z ubogim.
Malta jest placem budowy. Na każdym kroku rusztowania, dziura w ziemi i zapach świeżego tynku.



Valletta

Valletta


Gzira, brama do nikąd :)

Gozo, San Lawrenz

Gozo, Mġarr, mój ulubiony przykład chaosu architektonicznego - neogotycki kościół z piaskowca i obok palmy :)

LOKUM

Mieszkaliśmy w okolicy Msida / Gzira, skąd do stolicy Valletty było około 30 minut spacerem.

Mieszkanie znalazłam przez Airbnb (jeśli teraz założysz konto z mojego linku polecającego - dostaniesz aż 100zł zniżki na pierwszą podróż!).
IMO lokalizacja bardzo dobra - tanio, cicho, blisko sklepy z normalnym jedzeniem i o rzut beretem do przystanków autobusowych, z których można dojechać wszędzie (albo na dworzec główny Valletta, z którego można dojechać wszędzie).

Samo mieszkanie i gospodarza też polecam KLIK - ocena mocne 4/5, dobrze wyposażona kuchnia, czysto, cicho, gospodarz nieobecny ale pomocny. Dodatkowo trafił nam się przesympatyczny drugi lokator z Włoch. To od niego wiemy, jakie zjawiska są typowe dla tej części świata. a jakie Malta musiała nabyć od okupantów.


"POŁUDNIE ANGLII"

Po prostu widać, że Anglia tu była ;]

Brytyjskie gniazdka elektryczne, ruch lewostronny, podobnie działające autobusy, wszechobecny język angielski, asortyment w sklepach, dziwne rozwiązania wentylacyjne w mieszkaniach i problem z wilgotnością. Na ulicach sporo samochodów zapewne pochodzi z UK. Na polach murki z kamienia (podobne do angielskich, podobno nie występują w Italii), nawet ukształtowanie terenu - prawie jak w Yorkshire!


"angielskie" ukształtowanie terenu - Gozo

Post udostępniony przez @wiedzma_bloguje

Jestem (prawie?) pewna, że prawdziwą, nieturystyczną Maltę można znaleźć trochę dalej od głównych ulic, ale nie starczyło czasu, by tam dotrzeć. Moją potrzebę egzotyki musiał zaspokoić język maltański -niepodobny do żadnego, który słyszałam, trudny do przeczytania, ostry i dźwięczny.

https://shop.heritagemalta.org/media/hagar-qim-mnajdra-shop.jpg

JEDZENIE czyli CZŁOWIEK-DIETA NA WAKACJACH

Żywiliśmy się w domu. Oferta w sklepach, które mijaliśmy, nie sprzyja nietolerancyjnym, głównie dania gotowe, nawet jeśli bez glutenu to mocno mleczne i wzdymające (fasolandia).
Zestawy typu ryż z passatą i tuńczykiem albo marchewką z mrożonki królowały na stole, a w trasę wafle ryżowe, banany i masło orzechowe.
Banany sprzedają zielone i cierpkie.

W restauracjach smaki z całego świata. Włoskie, greckie, meksykańskie. Przykładowe menu jakbym miała ochotę np na brytyjskie śniadanie.



Najbliżej kuchni lokalnej byłam wtedy (wybierając fasolę jak Kopciuszek):


Jeśli chodzi o tradycyjne smaki Malty - internety polecają dania z królikiem, owoce morza i zupy. Oraz wytrawne odpowiedniki drożdżówek typu pastizzi (których jako tolerancyjny próbował K i poleca). Podobno istnieją bezglutenowe mrożone pastizzi ale nie natrafiłam :(

Podobno jednak Malta jest przyjazna nietolerancyjnym - teraz dopiero google objawiło mi wiedzę tajemną o sklepach z żywnością specjalistyczną, restauracjach dla celiaków itd.

W sklepach sieci Convinience Shop nie było produktów specjalistycznych, w Lidlu tylko mała półka i bez pieczywa (tak w ogóle w Lidlu jest raczej drogo).

I znowu smutek - okazało się, że nie ma bazarków ze świeżym jedzeniem (zupełnie jak w UK :P), sklepów typu zieleniak, dziadków sprzedających to co uzbierali w ogródku. Jedyny farmer's market odbywa się raz w tygodniu w niedzielę - o czym dowiedzieliśmy się po fakcie.

Ale nadrobiłam przynajmniej lody :) SottoZero dogadza alergikom wszelkim.
Dalej nie mogę zdecydować, czy Nocciola czy sorbet z gorzkiej czekolady ;)



Ceny jedzenia były bardzo różne, zależnie od sklepu i odległości od atrakcji turystycznych ;) Za 5E można kupić zarówno składniki na konkretny obiad jak i 2 kawy. Butelka wody może kosztować 0,25E (Lidl) do nawet 2E (Valletta, kiosk przy Azure Window).


DO SEDNA - ZWIEDZANIE!

Co krok jest jakieś muzeum albo wystawa, w zdecydowanej większości płatne (zazwyczaj 5-10), dla fanów tej rozrywki istnieją karnety (50E na Maltę i 13E na Gozo - KLIK). Karnet na Maltę obejmuje wstęp do Aquarium (delfinki!).

Odpuściliśmy sobie, zwalniając tempo i chłonąc klimat (i słońce).

Wygląda znajomo? Tu było Azure Window, runęło do morza w marcu 2017


Sliema, "Plaże" - głównie skaliste, wylizane przez fale
Nie jestem fanką muzeów. Nie robi na mnie wrażenia bogactwo i przepych. Bardziej cieszą albo prastare zabytki, takie z początków cywilizacji, albo piękne krajobrazy (albo przełomowe osiągnięcia techniki). Na szczęście na Malcie jest to i to.

Jeśli chodzi o stare świątynie - kompleks Mnajdra i Ħaġar Qim to miejsce w moim typie - 3600 pne :) Jest więcej takich świątyń - Tarxien, Ġgantija na Gozo.
Miejsca te przeżywają oblężenie w dni równonocy i przesilenia - świątynie były też kalendarzami solarnymi i lunarnymi i światło nadal sprawia cuda wśród starych kamieni.
Kompleks Mnajdra przykryto namiotem ze względu na żywotność kamienia, więc turyści nie mogą ustrzelić odpowiednio pięknego selfie z ruinami w tle, tu musimy się zadowolić internetem ;)

Hagar Qim
http://www.maltacultureguide.com/admin/images/mnajdra_02_big.jpg
http://www.maltacultureguide.com/admin/images/mnajdra_04_big.jpg
https://upload.wikimedia.org/wikipedia/commons/f/fd/Mnajdra.jpg
http://www.wondermondo.com/Images/Europe/Malta/Southern/MnajdraPlan.jpg

Gdybym miała więcej czasu na zwiedzanie - poszukałabym jednego ale większego muzeum, muzeum archeologicznego, muzeum historii naturalnej itp. Spodziewam się licznych ciekawostek przyrodniczych :)

krewniak aloesu (?) z pędem

prawdopodobnie karob

takie piękne zatoczki :)

najpierw myślałam, że to wzorki na ceramice :D 




A krajobrazy są absolutnie przecudne!



Gozo, Victoria, widok z cytadeli
Malta, Blue Grotto


TRANSPORT

Zwiedziliśmy Maltę i Gozo przemieszczając się autobusami "miejskimi". Ogólnie środek transportu tani i dobry, autobusy jeżdżą często i w opcji low-budget wystarczy przy odrobinie planowania. Nie zawsze są połączenia między punktami turystycznymi na wybrzeżu i trzeba wracać do centrum wyspy na przesiadkę.
Dla tych, co chcą zwiedzić więcej i wygodniej są prywatne autobusy hop-on-hop-off ale kosztują 20E za dzień (bilet tygodniowy 21E).
Sprawdzaj połączenia np z Google Maps - tę samą trasę możesz pokonać w 30 minut albo ponad 1,5h zależnie od linii :D
Autobusy miejskie nie zawsze trzymają się rozkładu - zdarzyło nam się czekać na pustkowiu bo nie przyjechał. Za to z pięknym widokiem ;)
Na Gozo można się dostać promem - cena niecałe 5E, płatne w kasach na Gozo.


CO NAS NAJBARDZIEJ ZASKOCZYŁO

Nie poczułam Afryki :( Miałam nadzieję na egzotykę, wyobrażałam sobie kolorowe i pachnące Maroko. Niet.
Mimo bliskości Sycylii - nie poczułam też Włoch.

Nie ma kantorów! U nas na każdym rogu ulicy - tam udało nam się znaleźć jeden (Valletta). To nie koniec świata, bo w wielu miejscach można płacić kartą, tzn w sklepach i muzeach, bo łódeczki już niet - ale niespodzianka była ;)

KA$A

Wyjazd z założenia był niskobudżetowy i ten plan też się udało zrealizować - wyszło około 2500zł za dwoje za 6 dni (czyli 5 noclegów i właściwie 4 dni zwiedzania).

Bilety na samolot Manchester - Malta - Kraków - ok. 620zł / 1 os.
Nocleg - ok. 620zł / 5 nocy
Na miejscu wydaliśmy 160E, w tym komunikacja (autobus 2x21E i prom 2x5E), wejściówki do świątyni Mnajdra (2x10E), łódki w Azure Window (2x4E) reszta to jedzenie, kawa i LODY <3

Koszt można byłoby jeszcze obniżyć organizując wyjazd na więcej osób, wykupić bilety i nocleg z nieco większym wyprzedzeniem.

Zostając kilka dni dłużej zapewne nie wydalibyśmy wiele więcej na jedzenie, a jeszcze zostało sporo pięknych miejsc do obejrzenia i sporo słońca do wchłonięcia - pewnie skusilibyśmy się na rejs na Comino i odwiedzilibyśmy więcej świątyń, może na Aquarium.

RADY ZŁOTE i POZŁACANE

Koniecznie leć na dłużej! 6 a w rzeczywistości 4 dni to za mało i nawet zwiedzając w pośpiechu nie zobaczysz dość.

Zajmij się rezerwacjami wcześniej, 2-3 miesiące przed wyjazdem. Sprawdź lokalizację pod względem dojazdu na lotnisko (Gzira jest OK).

Weź dość Euro albo miej środki na karcie - ciężko o kantor, są czynne tylko w tygodniu i są w nich kolejki, bo zajmują się też np sprawami uchodźców.

Zrób wywiad wcześniej. Nie wszystkie atrakcje są dobrze zareklamowane na miejscu, łatwo przegapić perełki. Ceny atrakcji mogą się bardzo różnić przy tym samym poziomie. I nie wszystko jest codziennie - jak ten baza farmerski!

Spakuj krem z filtrem - poza sezonem nieosiągalny!

Pamiętaj o nakryciu głowy. Listopad czy nie - słońce grzeje mocno!

Na Gozo wybierz się w tygodniu - autobusy jeżdżą częściej i nie utkniesz na końcu świata. Wyrusz rano.

Kawa na przystani promowej w Cirkewwa jest paskudna!

~ ~ ~

Aniamaluje opisała wycieczkę na Maltę w zeszłym roku KLIK, zajrzałam do jej wpisu przed kupieniem biletów ale i tak popełniłam ten sam błąd i też się nie przygotowałam :P

Jeśli macie pytania odnośnie wyjazdu - postaram się odpowiedzieć w komentarzach.


Ściskam!
M

środa, 29 listopada 2017

Wrażenia kosmetyczne z UK - post pożegnalno-powitalny


Witajcie!

Wróciłam! A przynajmniej wróciłam do PL. Nowe doświadczenia, nowa perspektywa - wszystko cenne, ale w domu najlepiej ;)

Walizki i pudła w większości rozpakowane, pranie porobione. Przyzwyczajanie się do polskiej rzeczywistości na nowo - in progress (masło za 7,99? kiedy to się stało???).

W tle pisze się i dojrzewa wpis o wakacjach na Malcie w listopadzie.

Na rozgrzewkę proponuję krótki wpis, o moim kosmetycznym doświadczeniu z zagranicznych wojaży. Od razu wybaczcie zdjęcia - razem z przeprowadzką dzieje się remont, przemeblowanie, większe porządki i tego typu chaos.

Zapraszam!


OFERTA KOSMETYCZNA W UK

Jeśli zaglądasz na drugiego bloga - Nieznana Blogerka, drugi blog - na bieżąco opisywałam wrażenia z różnych dziedzin nowej rzeczywistości. Ogólnie warunki zdominował fakt, że mieszkałam w niedużej miejscowości, a dostęp do do dobrodziejstw cywilizacji miałam ograniczony (czytaj zakupy przez internet: wszędzie wymagane konto w angielskim banku, którego nie udało mi się założyć).

Na jedno kopyto

Oferta kosmetyczna najłatwiej dostępna, czyli w supermarketach, zaskoczyła mnie bardzo na minus. Pół menu zapewnia Unilever, reszta to marki własne sieci dziwnie podobne do oferty w/w giganta, a na deser droższe kosmetyki udające naturalne. Każda szanująca się marka ma linie z tymi samymi substancjami "tytułowymi" - keratyna, argan, oliwa, aloes, woda kokosowa; paraben free ale pochodne formaliny już nikomu nie przeszkadzają. Nie zauważyłam lokalnych firm, nie zauważyłam różnorodności. Istnieją tylko dwa typy cery - tłusta trądzikowa i sucha wrażliwa. Włosy dziecięce albo zniszczone. Alergik nie ma wielkiego wyboru, wazelina albo olej kokosowy.
Wniosek: mamy bardzo ciekawy rynek kosmetyczny w PL. Jest sporo trendów, firmy potrafią nasłuchiwać, co w blogach piszczy, żeby poszerzyć ofertę. Doceniam!

Promowanie natury

Z drugiej strony natura jest mocno propagowana, nie w samych kosmetykach, ale jako "pierwsza pomoc" i profilaktyka. Olejek herbaciany można kupić WSZĘDZIE, a nie trudno o eukaliptusowy, goździkowy i wodę oczarową.

Drogerie

Drogerii podobnej do Rossmanna, DMa czy Hebe brak. Jest co prawda Boots, ale nie znalazłam tam tego, co tak lubię we wspomnianych sieciach - np ciekawej składowo marki własnej. Dostępna oferta zupełnie mi nie podeszła, więc nie zaglądałam tam zbyt często.

Dobrze i lepiej - naturalnie

Zupełnie inaczej wygląda sytuacja w sklepach z dobrem dla włosów afrykańskich (tzw "black shop"). Te niestety odkryłam za późno i nie zdążyłam dogłębnie zwiedzić. Cała półka olejów, mieszanek olejowo-ziołowych, sera. Majonezy do włosów, pomady, nawet dedykowane odżywki myjące! Toniki i wcierki do skóry głowy.
Większość raczej zbyt treściwa dla europejskich włosów (afrykańskie mają inną strukturę i co za tym idzie, inne potrzeby) ale prędzej czy później znalazłoby się coś nawet dla moich niskoporów.

Przyjemnie wygląda oferta również w sklepach ze zdrową żywnością i z kosmetykami eko. Inaczej niż się człowiek przyzwyczaił tutaj (np nie zauważyłam oznak zainteresowania ziołolecznictwem, jak już ktoś sięga po zielone leki to w gotowym preparacie) ale wybór kosmetyków jest, na różną kieszeń. Buteleczki z różnych zakątków świata, nawet coś rosyjskiego by się znalazło. A i mój kosmetyczny minimalista zadowolony: macerat z nagietka, woda różana i masło shea i mamy zestaw na większość potrzeb skóry i włosów.

MOJA KOSMETYCZKA

Na wyjazd spakowałam tylko niezbędne minimum kosmetyków, licząc na uzupełnienie zapasów na miejscu. Sprawdzony szampon, JEDYNA pasta do zębów, próbki kremów z Sylveco, duet mocznikowy i zestaw pierwszej pomocy na wypadek uczuleń, podrażnień, zadrapań itd. Nie wszystko się przydało, a potrzeba było wiele więcej ;)

Bardzo szybko zamówiłam przesyłkę z PL, bo nie wszystko udało się znaleźć na miejscu.
-płyn do higieny intymnej - niepopularne, trudno znaleźć, dwie marki na krzyż, obie SLS i mocno perfumowane
-żel do mycia twarzy - jak wspomniałam, tam istnieją dwa typy cery i moja się nie załapuje; wszystko za mocne albo za tłuste, zazwyczaj mocno perfumowane
-pomadki ochronne - mają ale albo do d*** albo naturalne z mentolem (nie lubię)
-woda brzozowa dla mężczyzny - nie istnieje.

Nie przydały mi się kosmetyki mocno nawilżające do ciała (must have w PL) - wilgotne powietrze i bardzo miękka woda jednak mają wpływ nawet na najsuchszą z cer.

PIELĘGNACJA W SKRÓCIE

Nie że opis w skrócie, tylko moja pielęgnacja była w skrócie. Nowe warunki życiowe nie zawierały wiele przestrzeni, a siły i czasu starczyło na minimum.

Twarz
Tonik Pat&Rub od Balbiny Ogryzek + macerat nagietkowy
Do mycia żel Sylveco tymiankowy
Spróbowałam ściereczki muślinowej i gąbki konjac, podobało mi się ale zwyczaj się nie przyjął.
Nie malowałam się ani razu, skaner i tak kochał mnie bezgranicznie ;)

Włosy
Woda w kranie miała bardzo niskie ciśnienie, co razem ze stanem włosów, z jakim wyjechałam (suche i plączące się siano, wypadające na potęgę) mogły mieć tylko jedno rozwiązanie - nożyczki. Efekt pokazywałam już na blogu TUTAJ.
Po tym zabiegu wystarczyła pielęgnacja minimalistyczna, szampon dopieszczający skórę głowy i silikonowe serum na końcówki.

Chętnie pokażę się Wam niedługo, jak tylko odwiedzę fryzjera. Właśnie mam jeden z tych głupich momentów w zapuszczaniu włosów po trwałej - końcówki odwijają się każda w inną stronę, część według zabiegu, część po mojemu - razem CHAOS ;)



Trudne sprawy
Pierwsza odsłona trudnych spraw. Co stopy i dłonie przechodzą na początku kariery magazyniera tego się nie da przewidzieć. Na podrażnione dłonie sposobem okazał się prosty krem z keratyną (tworzy nietłustą warstwę ochronną) i w pewnym stopniu chroni przed uszkodzeniami mechanicznymi, o które nietrudno przy powtarzaniu czynności w nieskończoność. Drugi koniec czyli STOPY (NB - Z życia klasy robotniczej #footporn) o ile zniosły sporo od butów ochronnych, tak dzięki miękkiej wodzie zapomniałam o suchych piętach. W tym aspekcie więc testowałam głównie wkładki do butów i antyśmierdziele.

Druga trudna sprawa jest taka, że... kobiety tam chyba się nie golą? Nie zabrałam golarki elektrycznej ani depilatora, nastawiając się na zakup na miejscu, gdyż moje sprzęty już nie domagają - i nawet w internetach nie było.

PAMIĄTKI KOSMETYCZNE

Na zakończenie angielskiej przygody zakupiłam sobie kilka produktów do przetestowania w polskich warunkach. Albo po prostu na pamiątkę. Albo zdały egzamin na tyle, żeby dostać cenne miejsce w paczce na powrót.


WŁOSY:
Szereg otwiera Garnier. Inne linie niż u nas, ale podobna filozofia składów, tzn nieźle jak na drogeryjne, słabo jak na naturalne ale w sumie niezła, bezpieczna pielęgnacja. Zainteresowanych składami odsyłam np tutaj.
-szampon Garnier Ultimate Blends, Delicate oat - dla wrażliwców, z owsem i ryżem. Nie obciąża, wygładza (skrobia), przedłuża świeżość skalpu. Bardzo mi służył, potem coś się popsuło. Dam mu jeszcze szansę za jakiś czas.
-odżywka G UB, Coconut oil & Cocoa butter - skład dobrze się zapowiada dla włosów niskoporowatych, zapach nie jest słodki, taka gorzka czekolada. Zbyt bogaty przy wysokiej wilgotności, zobaczymy jak się spisze w warunkach polskiej zimy.
-szampon G UB, Coconut water & Aloe vera - lekki, zapowiada się na nawilżający (nawadniający). Co taki szampon robi w wilgotnej Anglii? Zapewnia popyt na silikony? :P
-ASDA, Moisture boost - odżywka marki własnej sieciówki, potencjał na co-wash. Skład podobny do odpowiednika z Herbal Essences.
-podróbka szczotki TT za funta. Przyjemnie masuje skalp, radzi sobie ze splątanymi końcówkami. Nie wróżę jej trwałości.
-serum silikonowe Salon Chic - sam silikon, bez niczego! Działa, nie uczula, tego szukałam!


NATURALNIE I EGZOTYCZNE

Efekt wizyt we włosowym blackshopie, sklepie z jedzeniem afro-karaibskim, "zielarni" i drogerii:
-olej musztardowy - do masażu i olejowania włosów. Bo nie miałam jeszcze. Zawiera "naturalne silikony" podobnie jak olej abisyński i brokułowy
-olej z palmy czerwony - do mydła, już mały dodatek daje piękny kolor <3 ; dużo tańszy niż u nas
-Pampering Stretch Mark Oil - olejek na rozstępy luźno inspirowany Bio-Oilem. Przyjemna oliwka do suchej skóry, poza tym nic szczególnego.
-macerat nagietkowy - bardzo przyjemny do twarzy, nie farbuje
-nierafinowane masło shea ŻÓŁTE :D
-afrykańskie czarne mydło Dudu Osun - dużo tańsze niż u nas. Jeszcze dziewicze.


I INNE

Kategoria random:
-KTC woda różana ze spożywczaka (moja ulubiona mgiełka do twarzy!)
-Vaseline Intensive Care Hand Cream Healthy Hands Stronger Nails - wspomniany krem z keratyną. Lekki, wzmacniający, niezbyt przydatny w polskich jesienno-zimowych warunkach
-olejek herbaciany i goździkowy
-ściereczka muślinowa do mycia twarzy
-i na zdjęcie nie załapały się tony tamponów z aplikatorem - u nas niepopularne, tam dostępne we wszystkich rozmiarach, chłonnościach i jakby ktoś się uparł to nawet kolorach.


Oprócz turystyki kosmetycznej miałam nadzieję na turystykę kulinarną, co udało mi się tylko w niewielkim stopniu, ale o tym może innym razem ;)


Coś ciekawego pojawiło się w PL jak mnie nie było?

Ściskam i do przeczytania wkrótce!

Wiedźma

piątek, 13 października 2017

Fryzura z wygolonym bokiem na falowanych włosach

http://avanti24.pl

Witajcie!

Jeśli jakimś cudem nie znasz jeszcze tego bloga, to wiedz, że autorka ma włosy falujące, grube, gęste, sztywne i żyjące własnym życiem, o bardzo niskiej porowatości (czyli na dokładkę pielęgnacyjne marudy, wszystko je obciąża). Od lat próbuje je poskramiać trwałą, co ma swoje plusy i minusy. Hashimoto sprawia, że są "jeszcze bardziej", jak zdziwaczała stara panna. Razem z ciotką alergią stanowią zabójczy duet ;)

W lipcu tego roku diametralnie zmieniłam fryzurę. Przeszłam sporą włosową metamorfozę, jedną z większych do tej pory. Wystarczy przejrzeć zdjęcia na tym blogu czy na Instagramie - do tej pory wybierałam cięcia neutralne i takież kolory, jeśli już farbowałam, naturalny skręt, jeśli robiłam trwałą, a zmiany długości wprowadzałam stopniowo. A biorąc pod uwagę typ moich włosów - była to zazwyczaj niesforna szopa, różniąca się tylko tym, czy odsłania kark czy nie, a odcień był mniej lub bardziej myszowaty.

Od jakiegoś czasu nosiłam się z potrzebą zmian, ale brak pomysłu z mojej strony i odwagi fryzjerki z drugiej sprawił, że potrzeba dojrzewała... aż dojrzała za małą wodą.


PRZED


Fale i loki są fajne, jak się pokręcą. Trochę gorzej jest, jak się nie pokręcą, są suche, przechodzą głupi etap zapuszczania, nie chcą się układać, są w gorszej formie. Czasem to wysoki % czasu.

Post udostępniony przez @wiedzma_bloguje

Jest też uroczo, jak przy odrastającej trwałej kręcą się tylko końce.

PO





PO 3 MIESIĄCACH

Stopniowo pozbywam się odrastającej trwałej i tym samym najbardziej suchych końcówek. Zmieniła się linia fryzury (robi się Kopernik, walczę z nim ;) ). Po wielu latach wracam do mocniejszego cieniowania i degażowania włosów.
Jestem świeżo po fryzjerze, jeszcze nie wiem co wyszło tym razem ;) Zaglądajcie na Insta, pojawią się tam zdjęcia za kilka dni.



A ogólne wrażenia po trzech miesiącach od cięcia?


ZALETY
Miljon! Jestem absolutnie zadowolona z tej zmiany! Cięcie łączy zalety krótkich i półdługich włosów bez ich największych wad - u mnie to efekt kasku / efekt Kopernika / fryzura rosnąca w bok, podkreślanie pociągłej twarzy, powiększanie głowy w stosunku do tułowia, poza tym możliwości upięcia, związania, oddychanie fryzury podczas upałów czy uprawiania sportu.
  • Dodaje pazura i już nie wyglądasz na własną ciotkę. We wpisie na moim drugim blogu znajdziecie kilka faktów o moim K - garść argumentów przeciw efektowi ciotki :P
  • O dziwo odrastająca trwała wygląda dobrze, odrost nie rzuca się w oczy.
  • Ułatwia mycie bo jest 1/3 mniej do mycia i suszenia. Łatwiejsze mycie nawet przy niskim ciśnieniu wody.
  • Można związać włosy i nie ma pałętających się tych krótkich z boku.
  • Układa się sama, można poprawiać bez lustra.
  • Wicherki i inne atrakcje jak się okazuje mogą pracować DLA Ciebie a nie PRZECIWKO Tobie - np przytrzymując włosy tu i ówdzie.
  • ASYMETRIA ułatwia życie z niesfornymi włosami, które układają się, jak chcą i codziennie inaczej. Najbardziej uparty włos nie będzie sterczał, jeśli go tam nie będzie :)
  • Jest wrażenie koloru na głowie, nie dane mi normalnie z racji uczulenia na farby.
  • Mogę łatwo ukryć wygolenie robiąc przedziałek w innym miejscu. Albo zakładając szerszą opaskę, np chustkę a'la pin up girl. Babcia jeszcze nie zauważyła!
  • Można spać na boku po wieczornym/popołudniowym myciu głowy i się włosy nie pogniotą.

WADY
Nie ma ich sporo, raczej te potencjalne.
  • Wicherki pokazują się już około 10mm, przy 15mm wyglądam jak źle oskubany kurczak :> Spodziewam się, że zapuszczanie będzie ciekawym przeżyciem.
  • Fryzura bezlitośnie pokazuje "zakola".
  • Konieczność podgalania odrostu.
  • Cięcie musi być precyzyjne i przemyślane.
  • Musi pasować do charakteru i sposobu bycia (wieku duchowego, rodzaju pracy itp). Na szczęście jestem postrzelona i reszta też się zgadza :D


Wicherki i kurczaka mam w sumie i przy dłuższych włosach ;)

Post udostępniony przez @wiedzma_bloguje


Wrażenia dotyczą stricte włosów falowanych, niesfornych, suchych i grubych.

U kogoś z innymi włosami i innymi potrzebami fryzura nie ma miejsca albo wręcz wybór byłby strzałem w stopę. Nie widziałabym takiego cięcia u urzędniczki ani mojej mamy, raczej nie wyglądałoby rewelacyjnie na cienkich włosach, na lokach szybciej widać wicherki.

A jeśli Twoje włosy łatwo się układają to nie odczujesz tak wielkiej radości jak ja ;)


Ktoś jeszcze ma wygolony bok? A może rozważasz? Napisz w komentarzu!

Ściskam
Wiedźma

piątek, 14 lipca 2017

Trudne sprawy. Mizofonia


Hej!
Założenie nowego bloga chyba pozwoliło mi przerwać blokadę pisarską. Może nie dzieje się na nim wiele, ale myślę znowu o pisaniu, tworzę szkice i zbieram siły!

Nasunął mi się temat trudniejszy, więc wracam z nim tutaj, bo chciałabym, aby wywiązała się dyskusja i dotarła do większego grona.

Złe dźwięki

Kto lubi dźwięk łamanego styropianu? Albo zgrzyt kredy na tablicy? Skrzypienie nienaoliwionych zawiasów? Zazwyczaj wywołują one ciarki i nieprzyjemne uczucia. Chcecie, żeby zniknął.
A teraz wyobraźcie sobie, że takich dźwięków jest więcej i otaczają was na każdym kroku, a ich działanie nie traci mocy. W takim przypadku możesz być mizofonikiem, jak ja.

Mizofonia (z gr. misos – nienawiść, phone – dźwięk), inaczej SSSS (Selective Sound Sensitivity Syndrome) – jeden z rodzajów nadwrażliwości na dźwięki. Chory na mizofonię doznaje silnie negatywnej emocjonalnej reakcji w odpowiedzi na określone odgłosy, szczególnie te wydawane przez innych ludzi, jak np.: głośny oddech, chrapanie, mlaskanie, pociąganie nosem, chrząkanie itp. Reakcję tę opisuje się często jako niemożliwą do opanowania mieszaninę złości i lęku, połączoną z psychicznymi i somatycznymi objawami reakcji walki i ucieczki. Osoba z mizofonią może nie tolerować różnej ilości dźwięków, przy czym najtrudniejsze do zniesienia są z reguły odgłosy wydawane przez najbliższych. [...] źródło - wiki

Odrobinę więcej światła na temat rzuca poniższy filmik.




Albo ten:




W wielkim skrócie - przyczyna jest taka, że mózg osoby dotkniętej problemem ma błędy w okablowaniu, przez co 1) mocniej reaguje na niektóre bodźce dźwiękowe 2) łączy je z silnymi emocjami 3) nie pozwala odwrócić od nich uwagi. Czemu akurat te bodźce? Nie wiadomo.

Jak widzicie - przypadłość przykra i ciężka do wytłumaczenia otoczeniu, przez to jeszcze bardziej przykra.

U mnie zaczęło się, gdy miałam naście lat i trwa. Niestety jest coraz trudniej, bo coraz więcej jest sytuacji, w których przebywa się wśród ludzi a coraz mniej wypada zwracać komuś uwagę. Wiecie - co innego brat, co innego współlokator. Co innego dobra koleżanka, co innego współpracownik albo nie daj bosze szef. Nieważne, czy to brak umiejętności (dzieci), kwestia kultury (Azjaci), problem zdrowotny (wiecznie zatkany nos, uciekająca sztuczna szczęka, strzelające stawy, nerwicowy odruch) czy zwykły brak ogłady.




Wyobraźcie sobie, że scena z filmu [0:48 - 2:08] nie dotyczy tego, że bohaterka nienawidzi tego faceta. To właśnie czuje mizofonik, jak żujesz gumę z otwartą paszczą albo siorbiesz herbatę, nawet jeśli kocha Cię nad życie. A co dopiero jak nie kocha.

Od lat zbieram techniki radzenia sobie z mizofonią, niestety działają średnio, więc najczęściej jeśli mogę - puszczam głośno muzykę / zakładam słuchawki albo opuszczam pomieszczenie.


Techniki radzenia sobie z mizofonią (pozbierane w internetach)

Zrelaksuj się. Odprężony mózg lepiej radzi sobie ze stresem, a tym jest dla niego ta sytuacja.

Stwórz swoją podstrefę komfortu, czyli uprzedź sytuację, np puszczając ulubioną muzykę, która sprawi, że dźwięki nie będą tak słyszalne.

Wytłumacz sobie. Często zracjonalizowanie sytuacji zmniejsza jej ciężar emocjonalny, a tym samym moc ("To dziecko pociąga nosem bo ma katar. Też mam katar i być może pociągam nosem nieświadomie". Czasem trochę złośliwie "Może osoba żująca głośno gumę sama ma problem* i dźwiękiem odgradza się od świata").

Przyłącz się, naśladuj. Kiedy ktoś mlaszcze bananem, ty też zjedz banana! Mózg słyszy własny dźwięk, który jest znajomy i przewidywalny i nie stresuje się albo stresuje mniej. Możesz próbować zsynchronizować się z inną osobą, ale może to zostać odebrane jako przedrzeźnianie.

Porozmawiaj, poproś, wytłumacz. Mało kto zdaje sobie sprawę, że go słychać, a tym bardziej, że komuś to bardzo przeszkadza, a raczej nie chce sprawiać komuś przykrości.**

Jeśli problem utrudnia normalne funkcjonowanie, warto zgłosić się do specjalisty - psychologa lub psychiatry. Mówi się, że terapia lekami antydepresyjnymi i przeciwlękowymi zmniejsza nasilenie objawów, podobnie szansę daje hipnoza i autohipnoza.

Moim zdaniem - warto zadbać o zdrowie układu nerwowego od strony diety, jeśli trzeba suplementów*** i trybu życia, w tym odpowiednia ilość snu i odrestaurowująca aktywność fizyczna****. Osłabiony organizm gorzej radzi sobie ze wszystkim.

*Znajoma pedagożka uważa, że każdy z nas ma jakieś stadium autyzmu.
**Zdarza się, że dana osoba potraktuje prośbę jako ograniczenie swojej wolności, potraktuje Cię jak wariata albo będzie robić na złość. Może ten... odgradza się?
***Powszechnie wiadomo o dobroczynnym działaniu na układ nerwowy magnezu i witamin z grupy B. Mnie w gorszych chwilach ratuje megadawka wapna, ale właściwie nie wiadomo, czemu działa.
****Joga. Basen. Kick-boxing ;)

Leczenie

Medycyna i nauka jeszcze nie znają sposobu na tę przypadłość, ale szukają.

Problem

Jednym z problemów związanym z owym problemem jest uczucie wykluczenia i odsuwanie się od ludzi. Z obawy przed brakiem zrozumienia albo negatywną reakcją rzadko proszę o współpracę, co kończy się unikaniem sytuacji społecznych. Wyobrażacie sobie seans w kinie z wszechobecnym popcorem? Obiad służbowy, na którym powinnaś błyszczeć intelektem? Zwykły dzień w biurze, z ośmioma osobami w pokoju, z których połowa wali w klawiaturę bo coś nie styka? Ba - randkę, pierwszą noc z nowym chłopakiem, przed którą modlisz się, żeby nie chrapał? Obiad rodzinny, na którym walczysz o pilota, żeby zamiast wiadomości poleciała muzyka, której nie lubisz ale lepsze to niż przykładowa scena z widelcem?
Utrudnia to też relacje z najbliższymi, bo kto chciałby mieć ciągle zwracaną uwagę, mrożące spojrzenia, rozmówcę, który chce od niego uciec jak najszybciej.
Jest też poczucie winy, bo doskonale zdaję sobie sprawę, że sama robię rzeczy, które przeszkadzają innym, ale nie mam na to wpływu.

https://www.pinterest.com/greiceL/misofonia/

Nie uwierzycie, ile osób w mojej nowe pracy żuje gumę z otwartymi ustami! Oczywiście znoszę w bólu i uciekam z moim wózeczkiem, bo głupio tak zwracać uwagę dorosłym. Ciekawe, bo nie miałabym najmniejszych oporów, żeby zwrócić komuś uwagę, by nie palił w moim towarzystwie albo przypilnować przygotowania i składu mojego jedzenia.

Czy są tu mizofonicy? Jak sobie radzicie?

piątek, 16 czerwca 2017

Pozdrowienia zza małej wody :)

Cześć!

Jeśli jesteście zainteresowani pierwszymi wrażeniami z pobytu za małą wodą zapraszam na nowego bloga i czekam na wieści od Was :)

Blogerka w Angliach - początki




W ogóle co sądzicie o moim nowym dziecku?

Ściskam! :)

sobota, 27 maja 2017

Zmiany! I troszkę włosów :)



Witajcie :)

Nadszedł moment, w którym nie ma co się dłużej czarować - ten blog padł.
(Nie bójcie się, nie usuwam go, ale przestałam o nim myśleć jako o aktywnym, co uświadomiłam sobie w momencie pisania tego wpisu).

W tym roku obchodziłby niezły jubileusz - 4mln odsłon, 500 wpisów i 6 lat stażu - nieźle!
Odkryłyśmy razem przeciekawy świat kosmetyków, włosomanii, urodowego DIY i nikt nam tego nie zabierze :)


Ale stracił sens. To jest blog o włosach i kosmetykach naturalnych. Niestety potoczyło się tak, że włosy i kosmetyki przestały być moją pasją.
Eksperymenty przestały cieszyć a coraz bardziej frustrują. Poszukiwania skupiłam na innej dziedzinie - jak pomóc od środka.
Moje Hashimoto nabiera rumieńców, włosy i skóra szaleją - a ja mimo całej wiedzy i - uwierzcie! - masy cierpliwości nie mogę nic z tym zrobić. Za sukces można uznać dzień, kiedy włosy nie zatykają odpływu i dają się rozczesać. Dylemat "myć czy zgolić" pojawia się średnio co tydzień i chyba nie obcięłam ich jeszcze dlatego, że wyglądałabym jeszcze bardziej mizernie.

Oto jeden z lepszych dni - świeżo podcięte końcówki, kompres.

Druga rzecz - sama się zapędziłam w taką sytuację - na początku bloga postawiłam sobie bardzo wysoko poprzeczkę jeśli chodzi o styl i poziom wpisów. Publikując coś nie na temat, coś nieodkrywczego, ba - coś na luźno - sama czuję zgrzyt i niedosyt.

I nawet Blogger mi sugeruje, że czas się zdecydować - przez lata blog obrósł w dodatki i sam szablon jest tak ciężki, że wiesza się, zanim uda mi się coś zmodyfikować. Postawienie go na nogi pewnie wymagałoby trochę czasu i energii. A nie chce mi się już.

Ale nie bójcie się - nie odchodzę całkiem! Nadal jestem na Facebooku. Trochę więcej na Instagramie. No i tu zostawiam Wam 500 wpisów - jest co czytać!

A może nawet będę pisać? Bo nie umiałabym nie pisać. Pisanie to jeden z moich środków wyrazu - jedni muszą śpiewać, inni malować, robić zdjęcia, a ja muszę pisać (i eksperymentować) :) Pewnie będzie o czym, bo jak pochwaliłam się własnie na Fb - wyjeżdżam na trochę. Będzie się działo :) O ile będę miała czas, bo będzie się działo.



Zupełnie spontanicznie utworzyłam niedawno blogunia na Wordpressie. Czuję się trochę, jakbym urządzała nowe mieszkanie - bawię się szablonem, zbieram ciekawe grafiki, mam już nawet kilka pomysłów na wpisy. Konwencja z założenia o niczym, chociaż chciałabym zostać żeńskim Konradem blogosfery jeśli wena pozwoli :)

Obrazek jest linkiem do strony.

Na razie niewiele się dzieje, bo się pakuję i załatwiam.

Do zobaczenia!

czwartek, 25 maja 2017

Wiedźma mydli - część druga


Cześć!
Dzisiaj znowu będzie mydełkowo. I o tym, jak mydlenie zaskakuje.
Powyższy kolaż przedstawia efekt mydlenia z kilku ostatnich miesięcy.

Zacznę od ulubionych!

To mydełko na bazie rzepakowo-kokosowej (70:30) z dodatkiem dziegciu brzozowego. Powstało dla mojego K, który zużywa mi wszystkie dziegciowe kosmetyki, bo zapach mu się dobrze kojarzy.
Mydełko wyszło - hm... aromatyczne ;) pielęgnujące i bardzo miękkie. Rzepak daje miękkie mydło - zapamiętać!


Piękne różowe :D O ziołowym zapachu i naturalnym kolorze - z wywaru z korzenia rabarbaru. Wywar w trakcie ługowania wyglądał paskudnie, ale przerodził się w cudeńko :> Baza mydlana - rzepak, smalec i alkohol cetearylowy (utwardza kostkę). Mydło długo dojrzewało. Dzisiaj użyłam po raz pierwszy - i odpukać! jest przyjemne :)

A to moje mam-mieszane-uczucia:

Mamy koniec maja, a mydła jeszcze nie dojrzały. Zostało im bardzo wysokie pH. Z braku papierków mierzyłam odczyn kurkumą. Metoda nie jest superprecyzyjna, ale za to jaka malownicza :)


Tyle o mydłach :)

Ściskam!