Witajcie!
Wróciłam! A przynajmniej wróciłam do PL. Nowe doświadczenia, nowa perspektywa - wszystko cenne, ale w domu najlepiej ;)
Walizki i pudła w większości rozpakowane, pranie porobione. Przyzwyczajanie się do polskiej rzeczywistości na nowo - in progress (masło za 7,99? kiedy to się stało???).
W tle pisze się i dojrzewa wpis o wakacjach na Malcie w listopadzie.
Na rozgrzewkę proponuję krótki wpis, o moim kosmetycznym doświadczeniu z zagranicznych wojaży. Od razu wybaczcie zdjęcia - razem z przeprowadzką dzieje się remont, przemeblowanie, większe porządki i tego typu chaos.
Zapraszam!
OFERTA KOSMETYCZNA W UK
Jeśli zaglądasz na drugiego bloga - Nieznana Blogerka, drugi blog - na bieżąco opisywałam wrażenia z różnych dziedzin nowej rzeczywistości. Ogólnie warunki zdominował fakt, że mieszkałam w niedużej miejscowości, a dostęp do do dobrodziejstw cywilizacji miałam ograniczony (czytaj zakupy przez internet: wszędzie wymagane konto w angielskim banku, którego nie udało mi się założyć).
Na jedno kopyto
Oferta kosmetyczna najłatwiej dostępna, czyli w supermarketach, zaskoczyła mnie bardzo na minus. Pół menu zapewnia Unilever, reszta to marki własne sieci dziwnie podobne do oferty w/w giganta, a na deser droższe kosmetyki udające naturalne. Każda szanująca się marka ma linie z tymi samymi substancjami "tytułowymi" - keratyna, argan, oliwa, aloes, woda kokosowa; paraben free ale pochodne formaliny już nikomu nie przeszkadzają. Nie zauważyłam lokalnych firm, nie zauważyłam różnorodności. Istnieją tylko dwa typy cery - tłusta trądzikowa i sucha wrażliwa. Włosy dziecięce albo zniszczone. Alergik nie ma wielkiego wyboru, wazelina albo olej kokosowy.
Wniosek: mamy bardzo ciekawy rynek kosmetyczny w PL. Jest sporo trendów, firmy potrafią nasłuchiwać, co w blogach piszczy, żeby poszerzyć ofertę. Doceniam!
Promowanie natury
Z drugiej strony natura jest mocno propagowana, nie w samych kosmetykach, ale jako "pierwsza pomoc" i profilaktyka. Olejek herbaciany można kupić WSZĘDZIE, a nie trudno o eukaliptusowy, goździkowy i wodę oczarową.
Drogerie
Drogerii podobnej do Rossmanna, DMa czy Hebe brak. Jest co prawda Boots, ale nie znalazłam tam tego, co tak lubię we wspomnianych sieciach - np ciekawej składowo marki własnej. Dostępna oferta zupełnie mi nie podeszła, więc nie zaglądałam tam zbyt często.
Dobrze i lepiej - naturalnie
Zupełnie inaczej wygląda sytuacja w sklepach z dobrem dla włosów afrykańskich (tzw "black shop"). Te niestety odkryłam za późno i nie zdążyłam dogłębnie zwiedzić. Cała półka olejów, mieszanek olejowo-ziołowych, sera. Majonezy do włosów, pomady, nawet dedykowane odżywki myjące! Toniki i wcierki do skóry głowy.
Większość raczej zbyt treściwa dla europejskich włosów (afrykańskie mają inną strukturę i co za tym idzie, inne potrzeby) ale prędzej czy później znalazłoby się coś nawet dla moich niskoporów.
Przyjemnie wygląda oferta również w sklepach ze zdrową żywnością i z kosmetykami eko. Inaczej niż się człowiek przyzwyczaił tutaj (np nie zauważyłam oznak zainteresowania ziołolecznictwem, jak już ktoś sięga po zielone leki to w gotowym preparacie) ale wybór kosmetyków jest, na różną kieszeń. Buteleczki z różnych zakątków świata, nawet coś rosyjskiego by się znalazło. A i mój kosmetyczny minimalista zadowolony: macerat z nagietka, woda różana i masło shea i mamy zestaw na większość potrzeb skóry i włosów.
MOJA KOSMETYCZKA
Na wyjazd spakowałam tylko niezbędne minimum kosmetyków, licząc na uzupełnienie zapasów na miejscu. Sprawdzony szampon, JEDYNA pasta do zębów, próbki kremów z Sylveco, duet mocznikowy i zestaw pierwszej pomocy na wypadek uczuleń, podrażnień, zadrapań itd. Nie wszystko się przydało, a potrzeba było wiele więcej ;)
Bardzo szybko zamówiłam przesyłkę z PL, bo nie wszystko udało się znaleźć na miejscu.
-płyn do higieny intymnej - niepopularne, trudno znaleźć, dwie marki na krzyż, obie SLS i mocno perfumowane
-żel do mycia twarzy - jak wspomniałam, tam istnieją dwa typy cery i moja się nie załapuje; wszystko za mocne albo za tłuste, zazwyczaj mocno perfumowane
-pomadki ochronne - mają ale albo do d*** albo naturalne z mentolem (nie lubię)
-woda brzozowa dla mężczyzny - nie istnieje.
Nie przydały mi się kosmetyki mocno nawilżające do ciała (must have w PL) - wilgotne powietrze i bardzo miękka woda jednak mają wpływ nawet na najsuchszą z cer.
PIELĘGNACJA W SKRÓCIE
Nie że opis w skrócie, tylko moja pielęgnacja była w skrócie. Nowe warunki życiowe nie zawierały wiele przestrzeni, a siły i czasu starczyło na minimum.
Twarz
Tonik Pat&Rub od Balbiny Ogryzek + macerat nagietkowy
Do mycia żel Sylveco tymiankowy
Spróbowałam ściereczki muślinowej i gąbki konjac, podobało mi się ale zwyczaj się nie przyjął.
Nie malowałam się ani razu, skaner i tak kochał mnie bezgranicznie ;)
Włosy
Woda w kranie miała bardzo niskie ciśnienie, co razem ze stanem włosów, z jakim wyjechałam (suche i plączące się siano, wypadające na potęgę) mogły mieć tylko jedno rozwiązanie - nożyczki. Efekt pokazywałam już na blogu TUTAJ.
Po tym zabiegu wystarczyła pielęgnacja minimalistyczna, szampon dopieszczający skórę głowy i silikonowe serum na końcówki.
Chętnie pokażę się Wam niedługo, jak tylko odwiedzę fryzjera. Właśnie mam jeden z tych głupich momentów w zapuszczaniu włosów po trwałej - końcówki odwijają się każda w inną stronę, część według zabiegu, część po mojemu - razem CHAOS ;)
Trudne sprawy
Pierwsza odsłona trudnych spraw. Co stopy i dłonie przechodzą na początku kariery magazyniera tego się nie da przewidzieć. Na podrażnione dłonie sposobem okazał się prosty krem z keratyną (tworzy nietłustą warstwę ochronną) i w pewnym stopniu chroni przed uszkodzeniami mechanicznymi, o które nietrudno przy powtarzaniu czynności w nieskończoność. Drugi koniec czyli STOPY (NB - Z życia klasy robotniczej #footporn) o ile zniosły sporo od butów ochronnych, tak dzięki miękkiej wodzie zapomniałam o suchych piętach. W tym aspekcie więc testowałam głównie wkładki do butów i antyśmierdziele.
Druga trudna sprawa jest taka, że... kobiety tam chyba się nie golą? Nie zabrałam golarki elektrycznej ani depilatora, nastawiając się na zakup na miejscu, gdyż moje sprzęty już nie domagają - i nawet w internetach nie było.
PAMIĄTKI KOSMETYCZNE
Na zakończenie angielskiej przygody zakupiłam sobie kilka produktów do przetestowania w polskich warunkach. Albo po prostu na pamiątkę. Albo zdały egzamin na tyle, żeby dostać cenne miejsce w paczce na powrót.
WŁOSY:
Szereg otwiera Garnier. Inne linie niż u nas, ale podobna filozofia składów, tzn nieźle jak na drogeryjne, słabo jak na naturalne ale w sumie niezła, bezpieczna pielęgnacja. Zainteresowanych składami odsyłam np tutaj.
-szampon Garnier Ultimate Blends, Delicate oat - dla wrażliwców, z owsem i ryżem. Nie obciąża, wygładza (skrobia), przedłuża świeżość skalpu. Bardzo mi służył, potem coś się popsuło. Dam mu jeszcze szansę za jakiś czas.
-szampon G UB, Coconut water & Aloe vera - lekki, zapowiada się na nawilżający (nawadniający). Co taki szampon robi w wilgotnej Anglii? Zapewnia popyt na silikony? :P
-ASDA, Moisture boost - odżywka marki własnej sieciówki, potencjał na co-wash. Skład podobny do odpowiednika z Herbal Essences.
-podróbka szczotki TT za funta. Przyjemnie masuje skalp, radzi sobie ze splątanymi końcówkami. Nie wróżę jej trwałości.
-serum silikonowe Salon Chic - sam silikon, bez niczego! Działa, nie uczula, tego szukałam!
NATURALNIE I EGZOTYCZNE
Efekt wizyt we włosowym blackshopie, sklepie z jedzeniem afro-karaibskim, "zielarni" i drogerii:
-olej musztardowy - do masażu i olejowania włosów. Bo nie miałam jeszcze. Zawiera "naturalne silikony" podobnie jak olej abisyński i brokułowy
-olej z palmy czerwony - do mydła, już mały dodatek daje piękny kolor <3 ; dużo tańszy niż u nas
-Pampering Stretch Mark Oil - olejek na rozstępy luźno inspirowany Bio-Oilem. Przyjemna oliwka do suchej skóry, poza tym nic szczególnego.
-macerat nagietkowy - bardzo przyjemny do twarzy, nie farbuje
-nierafinowane masło shea ŻÓŁTE :D
-afrykańskie czarne mydło Dudu Osun - dużo tańsze niż u nas. Jeszcze dziewicze.
I INNE
Kategoria random:
-KTC woda różana ze spożywczaka (moja ulubiona mgiełka do twarzy!)
-Vaseline Intensive Care Hand Cream Healthy Hands Stronger Nails - wspomniany krem z keratyną. Lekki, wzmacniający, niezbyt przydatny w polskich jesienno-zimowych warunkach
-olejek herbaciany i goździkowy
-ściereczka muślinowa do mycia twarzy
-i na zdjęcie nie załapały się tony tamponów z aplikatorem - u nas niepopularne, tam dostępne we wszystkich rozmiarach, chłonnościach i jakby ktoś się uparł to nawet kolorach.
Oprócz turystyki kosmetycznej miałam nadzieję na turystykę kulinarną, co udało mi się tylko w niewielkim stopniu, ale o tym może innym razem ;)
Coś ciekawego pojawiło się w PL jak mnie nie było?
Ściskam i do przeczytania wkrótce!
Wiedźma