Wiedzma bloguje (Czarownicująca)

niedziela, 5 grudnia 2021

Mydło potasowe - peany i instrukcja obsługi



Ahoj!

Post powstaje z myślą o znajomych, których obdarzam słoiczkiem mydła potasowego i nie wiedzą, co można z nim zrobić.
Jako, że kilka firm ma takie w swojej ofercie (Mydlarnia TULI, ETJA), to przedstawiam moje pomysły tutaj, korzystajcie!

Mydło potasowe wiele ma imion - szare mydło (to "prawdziwe", niegdysiejsze), sapo kalinus, sapo viridis - preparat galenowy, w końcu znane marokańskie savon noire.

W wersji skoncentrowanej ma postać przypominającą miód - przejrzysty, gęsty żel.

Mydło potasowe tradycyjne (czyli też moje domowe) będzie miało lekko zasadowe pH czyli około 8-9 i jest to cecha nie do przeskoczenia. Ma to swoje plusy - bo zasadowe pH podbija moc czyszczącą i trwałość, oraz wady - nie do każdej cery się będzie odpowiednie, bo niektóre się nie polubią z nim dla zasady ;)

Nie zgadzam się ze stwierdzeniem, że mydła tradycyjne są dobre albo złe. Stanowią oddzielną gałąź chemii kosmetycznej i dają inne możliwości niż mydło sodowe czy popularne obecnie środki myjące. 
Mydło lniane jest znanym od dekad surowcem farmaceutycznym i stanowi bazę maści i mydeł leczniczych.

Bardzo odradzam mydła potasowe w przypadku skóry uszkodzonej - z ranami, rozdrapanymi pryszczami, poparzonej, otartej; bardzo wrażliwej np reaktywnej naczynkowej i u malutkich dzieci; chyba że producent sugeruje inaczej, bo można stworzyć potasiaka, który będzie super łagodny.

W wersji najłagodniejszej czyli łagodna baza i spieniacz sprawdziło się w pielęgnacji świeżego tatuażu u mojego K.



Moc mydła potasowego zależy od kilku czynników:
  • oleju bazowego bądź ich mieszanki np mydło na oliwie jest bardzo łagodne, bardziej emulguje niż się pieni a mydłem kokosowym można rozpuścić farby, smary i inne ciężkie zabrudzenia, a naskórek na pewno ;) mydło lniane i rzepakowe jest gdzieś pomiędzy tzn już dobrze myją ale są łagodne dla skóry
  • przetłuszczenia (ang. superfat), czyli naddatku oleju, który nie ulegnie zmydleniu i będzie działać pielęgnacyjne. Olej może być w recepturze (czyli np 5% naddatku) albo dodany po zmydleniu do gotowej pasty mydlanej. Ogromna zaleta mydeł potasowych - można je pięknie uzdatniać potem :D
  • siła myjąca dodatków: glinki, ostre drobinki peelingujące, mocne olejki eteryczne typu herbaciany będą podnosić siłę myjącą mydła
  • stężenia - im mniej mydła w mydle (w produkcie końcowym), tym będzie ono łagodniejsze.
Osobiście wolę mydła łagodne z niskim przetłuszczeniem a potem się nimi bawię :>




Zastosowania mydła potasowego

W postaci pasty - prosto ze słoiczka
  • do mycia rąk, ciała, twarzy (uwaga na oczy) palcami - porcja wielkości groszku
  • do mycia j/w z użyciem gąbki lub szczotki silikonowej - podobnie
  • jako peeling enzymatyczny - nałożony na problematyczne miejsca na kilka minut zmiękcza naskórek i pomaga usunąć np zgrubienia, suche skórki - posmarować cienką warstwą
  • do pedicure - rozpuszczamy w misce z wodą łyżkę mydła i moczymy stopy, pomaga zmiękczyć skórki, powalczy z infekcjami, zmniejszy potliwość
Rozwodnione (jeśli mydło miało minimalną ilość wody czyli <30% masy tłuszczu)
  • w stosunku 50g mydła na 100-150ml wody jako mydło w płynie dobre do pompki - dotyczy mocniejszych mydeł; słabsze nie chcą się rozpuścić w tej ilości wody
  • w stosunku 50g mydła na 250ml wody do pojemnika z pompką pianotwórczą - dotyczy większości mydeł potasowych, z jakimi miałam do czynienia. Potasowe w postaci pianki jest moją ulubioną formą do mycia rąk.
Mydło i wodę można umieścić w słoiku i zostawić, w temperaturze pokojowej powinno się rozpuścić przez noc. To, co pozostanie potrzebuje albo wyższej temperatury, albo więcej wody. Do butelki z pompką przelać tylko rozpuszczone mydło, bo może zatkać pompkę.




Dodatki, dodateczki

Do mydła w postaci pasty można dodać (odrobinę!):
  • glinkę
  • zmielone orzechy, pestki
  • olejki eteryczne (max 10-15 kropli na podane wyżej ilości; lepiej mniej niż więcej)
Do rozwadniania
  • wodę jak najczystszą, np destylowaną albo przefiltrowaną i zagotowaną
  • hydrolat, napar ziołowy
  • glicerynę dla dodatkowego nawilżenia
  • olejki eteryczne (j/w); mój ulubiony zestaw to pomarańcza 10k + lawenda 5k
Mydło w postaci pasty bez dodatków jest bardzo trwałe, z dala od światła i ciepła może czekać kilka lat. Każdy mokry dodatek skraca trwałość, więc po rozwodnieniu / uzdatnieniu najlepiej zużyć mydło sprawnie.


Wszechstronna bestia to jest! Spotkałam się z mydłem potasowym w składzie wcierki, jako składnik zmiękczająco-oczyszczający (Bionigree - Serum oczyszczające do skóry głowy) i w serii mydeł w płynie Barwa Hypoalergiczna, w myjadle do twarzy Ziaja Jeju Białe mydło do twarzy. Zastosowań jest moc.


Zainteresowanych myciem włosów mydłem potasowym odsyłam do mojego wpisu Misja Szampon. Opisuję tam kilka prób, spostrzeżenia i uwagi oraz garść przemyśleń. Eksperymentów nie kontynuowałam, bo życie. Obecnie na włosach rozjaśnianych i plączących się nie śmiem ryzykować, aczkolwiek wcierka oczyszczająca produkcji własnej korci.


A jakie mydełko planuje się na późną jesień? ;)
Tęsknię za lnianym, ale i butla oliwy się do mnie uśmiecha, i czerwony olej palmowy! Tyle możliwości :D

Ściskam
Wiedźma

wtorek, 27 kwietnia 2021

Gdy zalewa mnie krew! Moje kubeczki menstruacyjne - historia prawdziwa

memy.pl


Elunia!

Ostatnio w mediach nastał czas, aby menstruacja przestała być tematem tabu. Mniej więcej połowa z nas to biologiczne kobiety. Mamy macice. Krwawimy. No!

Mam i ja - i postanowiłam dołączyć do detabuizacji zagadnienia!
(I jeszcze do tego dzisiaj Krwawy Księżyc, czyli różowa pełnia. Kiedy, jak nie dziś?)

* * *


HerStory...

Jestem #teamtampon. Z bardzo prostej przyczyny - mam bardzo obfite krwawienia i jestem w stanie przelać wszystko. Tampony przynajmniej hamują falę powodziową, a zanim nauczyłam się ich używać - regularnie co miesiąc na długiej przerwie biegłam do domu się przebrać. Taka sytuacja. 
W moim domu materiały higieniczne były zawsze dostępne i pod dostatkiem, a sam okres nie był tematem tabu. Dzisiaj wiem, że pod tym względem należę do szczęśliwców :)
Nadal nienawidząc podpasek, opierając się na tamponach z powodu braku innych opcji żyłam sobie spokojnie do 2014 i pierwszego kontaktu z kubeczkiem menstruacyjnym MoonCup, który otrzymałam do testów od sklepu, który już nie istnieje.

Z pewną taką nieśmiałością pisałam o moich wrażeniach. O dziwo, nie polały się nam mnie wiadra hejtu - a polskie internety nie były jeszcze gotowe na takie tematy. Czy już są?...

Wtedy nie nauczyłam się z kubeczkiem współpracować, ergo nie stał się on moją miłością. 

Do dzisiaj przerobiłam kubeczki cztery, z czego tylko jeden mi ostatecznie nie pasował. A dwa zginęły śmiercią tragiczną z rąk (łapek i ząbków) Krakersa. 
Nie pytajcie ;P

Czemu dopiero teraz?

Pewien dziwny zbieg okoliczności sprawił, że w zeszłym roku czasu zabijanego na YT jakby przybyło i oczy moje błądząc po różnych zakątkach internetu natrafiły na całe kanały poświęcone kubeczkom, ich rodzajom, kształtom. Dowiedziałam się na przykład, że tam na dole jest nie tylko dziura, że jesteśmy różne i nie każdy kubeczek podejdzie każdej pani! Wow. Pilnie przyswoiłam wiedzę, zastosowałam wskazówki - i jednak jest miłość!
Jak się okazało, mam trudną kombinację - obfite krwawienia plus nisko umieszczona szyjka macicy, ale udało się dobrać coś odpowiedniego, chociaż nie od razu...
Teraz nie wyobrażam sobie życia bez kubeczka! Te dwa, które mam obecnie, spokojnie wystarczają na cały czas trwania okresu (...?), mogę nawet zakorkować się z wyprzedzeniem, co przy tamponach nie wchodziło w grę. Nie muszę odgadywać obfitości krwawienia, bo kubeczek przyjmie każde a wyjmowanie pustego nie śni się po nocach, jak przy tamponie. Widzisz swoją krew, co może być edukacyjne! I kasowo jestem dawno do przodu, nie wspominając już o ilości odpadów produkowanych co miesiąc.
Owszem, ma swoje wady. Nie zawsze są warunki komfortowe do opróżnienia kubeczka. Obsługi trzeba się nauczyć - ile razy się uświniłam, tego nikt nie zliczy. Nawet najlepiej dobrany kubeczek lekko przesącza się, więc trzeba mieć na to poprawkę. Wyparzanie jest bardziej problematyczne niż wrzucenie do kosza. Czasem trzeba użyć nawilżacza. Widzisz swoją krew.

Ale moja wadżajna jest szczęśliwsza, wiem to na pewno.

MoonCup - epic foto 2014


Ten pierwszy...
MoonCup B
Mój pierwszy kubeczek. Ma standardowy kształt tulipanka, średnią pojemność i nóżkę, którą można uciąć (polecam!). Wykonany z bezbarwnego silikonu, który pociemniał w czasie swojej służby.
Jest dość sztywny, co ma swoje plusy i minusy. Na plus - łatwo się rozwija w środku, szczelnie dolega i mniejsza szansa, że przecieknie podczas aktywności i napinania mięśni różnych. Na minus - w bolesne dni może powodować nieprzyjemny ucisk, a ogólnie utrudnia załatwienie się, i jedynkę i dwójkę. Dobrze sprawdza się, kiedy trzeba opróżnić ładunek poza domem, bo wiadomo, że na pewno łatwo się rozłoży. 
U mnie nie wystarczał na najbardziej obfite dni, ale przy normalnych i lekkich okresach powinien wystarczyć.
Kiedy już nauczyłam się poprawnie zakładać kubeczek, stał się moim must have na okres.
Kubeczek nadal kosztuje około 100zł, jest trwały jak diabli i zużycie widać tylko po odbarwianiu się silikonu. Nie jest odporny tylko na kocie pazury ;D


Facelle, rozmiar S (teraz są od XS)
Kiedy tylko dowiedziałam się, że Rossmann wprowadził do PL tańszą alternatywę - musiałam go mieć! Jest śliczny fioletowy, mięciutki i taki malutki. W środku prawie go nie czuć, nic nie gniecie. Przez to, że mięciutki - nie zawsze chciał się rozłożyć. Finalnie mogę powiedzieć, że mi się nie sprawdził, bo taki mały jest dla mnie bez sensu (na 4-ty dzień...?), natomiast to na nim nauczyłam się 1) zwijać kubeczek na więcej sposobów niż różyczka i C 2) trafiać sobie w szyjkę a nie obok 3) i że taki mały nie ma sensu, więc jestem do przodu o cenną wiedzę :) Ma kształt tulipanka i listek, który można obciąć jeśli uwiera.
Kubeczek najchętniej rozwijał się zwinięty w "7"
Dostępny stacjonarnie w Rossmannie, koszt 40zł ale często jest na promocji.
Też nie przeżył konfrontacji z kotem...

Facelle L


Facelle, rozmiar L (obecny największy to M)
Odrobinę sztywniejszy niż Facelle S, ale nadal miękki, więc nie uwiera. Czasem mam wrażenie, że zmniejsza bóle skurczowe, ale nie zawsze. Jest bardziej pojemny (25ml), jest dość wysoki, przez co nie zawsze wygodnie mi się nosi. 
Ma podziałkę, dzięki czemu dowiedziałam się, że jednak mam rekordowe krwawienia (wiaderka!), więc przynajmniej mój kompletny brak sił jest wtedy uzasadniony. Niagara to oczywiście temat do lekarza.
Lubię go na najobfitsze dni i na samym końcu okresu. Nie zawsze chce mi się otworzyć, dlatego wolę go, kiedy jestem w domu i mogę go poprawiać sto razy albo kiedy nie trzeba do niego zaglądać przez wiele godzin.
Obecnie Rossman zmienił ofertę kubeczków, ale mam wrażenie, że nowa M to będzie moja L-ka.
Świetnie wydane 30zł ;]

Selenacup


Selenacup Basic, rozmiar M
Nabyłam czem prędzej, kiedy Krakers dopadł MoonCupa...
Moim zdaniem kubeczki te (MoonCup i Selenacup basic) są do siebie bardzo podobne z wielkości, kszatłu, rozmiaru i twardości. Różni je cena, dostępność (SC jest stacjonarnie w Hebe), kolor (SC różowy contra przezroczysty MC) i ucho zamiast ogonka. Ucho obcięłam oczywiście. Poza tym w użytkowaniu zbliżone są tak bardzo, że mogłabym skopiować tamten akapit :)
Do kubeczka producent dołączył pojemnik do wyparzania (i ochrony przed kotami? Przypadek?...).
Cena - 70, a na promo nawet 55 :)



Obecnie mam (bo te przeżyły) Selenacup i Facelle L i służą mi dzielnie. Na pierwszy rzut oka różnica wydaje się niewielka, ale te kilka mililitrów pojemności oraz inna sztywność robią różnicę! I uzupełniają się dobrze. W przyszłości wypróbowałabym inne kształty, np kuliste. Albo dysk menstruacyjny.
Dawno na siebie zarobiły, przy moich potopach zużywałam sporo tamponów każdego miesiąca. O ile znowu (tfu!) nie będą miały wypadku, powinny służyć w zdrowiu kilka lat a zużycia nie będzie widać. 

Podsumowanie krótkie - podoba mi się ten wynalazek. Cieszę się, że kobietki mają teraz tyle możliwości :>

I przysięgam! Pilnuję moich zabawek! Tylko Krakersik jest szybszy... :D

Przykładowe filmiki z YT o kubeczkach:
https://www.youtube.com/watch?v=B2kHmOJhzGE - kilka sposobów zwijania kubeczka
https://www.youtube.com/watch?v=KAq4aZyh4tM - przyczyny przeciekania, szyjka i takie tam

Pozdrawiam księżycowo
Wiedźma

poniedziałek, 19 kwietnia 2021

Pudding z tapioki dla leniwych (z mikrofali)


Kitku w tle dla zwrócenia uwagi :)

Hejka!
Przyjaciółka poprosiła mnie o przepis, więc postanowiłam wrzucić go również tutaj.
Zamieszczam poniżej kilka trików, które pozwalają mi wykonać ten pyszny deser bez problemów.

O puddingu przypomniałąm sobie w styczniu. Moje kolejne 18te ;) urodziny miałam nadzieję spędzić pod palmą, ale wyszło jak wiecie. Zamiast tego małe przyjęcie urodzinowe odbyło się w klimacie podróżnym, z sałatką meksykańską i deserkiem a'la Pina Colada ;P

Pamiętając wcześniejsze porażki w postaci przypalania się puddingu do garnka sięgnęłam po  zniesławione urządzenie kuchenne - kuchenkę mikrofalową! I plan okazał się dobry :)
*Przy braku kuchenki można wprosić się na gotowanie do sąsiadów, jako ja czynię obecnie.

mam wierzbę w słoiku LOL


Składniki na 4 porcje po kaftan albo 6 mniejszych
80g kulek tapioki - około pół szklanki
puszka mleka kokosowego - całość
płyn do rozcieńczania - na początek 1/2 szklanki, ale kulki mogą wypić więcej; sok z puszki spod ananasa #zerowaste, mleko roślinne lekkie, zielona herbata (napar)
opcjonalnie słodzidło: cukier, miód, syrop klonowy - jeśli lubisz słodko, ale moim zdaniem nie ma potrzeby

owoce  puszkowane oraz świeże - ananas, brzoskwinie; pięknie pasuje też mus z borówek i do tego cudownie wygląda

Narzędzia
kuchenka mikrofalowa
naczynie nadające się do długiego grzania w kuchence, z pokrywką z wentylkiem oraz WAŻNE! z uchwytami, które nie będą się nagrzewać. Pojemnik powinien mieć zapas miejsca, objętość masy zwiększy się nieco a podczas grzania może ona bulgotać
poręczne mieszadło, np łopatka silikonowa
spokój i ostrożność

Przygotowanie
Kulki tapiokowe i mleko kokosowe przełóż do pojemnika, pozwól im namoknąć z 30 minut (jak nie masz czasu, to nie szkodzi, jak zapomnisz, to też nie szkodzi :P). Jeśli masz płyn z owoców, to dodaj go na samym końcu, żeby nie stracił witamin podczas podgrzewania. 
Wyciągaj i mieszaj ostrożnie, naczynie będzie nagrzane, może buchnąć para. Sama masa będzie gorąca i lepka, można się poparzyć. 
Podgrzewaj w kuchence około 2 minuty. Wyciągnij, zamieszaj, przykryj i wstaw do grzania na około 1 minutę. Powtórz kilka razy. Zauważysz, jak płyn zacznie gęstnieć na dnie i ściankach naczynia a kulki robią się przezroczyste. Powtarzaj do momentu, aż większość kulek tapioki będzie prawie w całości przezroczysta. Teraz możesz dolać sok, słodzidło, wymieszaj, zamknij pojemnik i schowaj pod koc/kołdrę/kurtkę, żeby doszedł w cieple. Jak kulki zrobią się całkiem przezroczyste - są gotowe! Jeśli wypiły cały płyn, nadal można dolać trochę soku lub mleka roślinnego.
Kiedy masa ostygnie to najlepszy moment, żeby przełożyć ją do pucharków, udekorować owocami i schłodzić w lodówce. Jak zapomnisz, to masa pozbija się w grudy ale to nie szkodzi :P tylko mniej #foodporn

mniej #foodporn, nadal #pyszota


Megaplusy puddingu kokosowego:
z natury bezpieczny dla alergików #dlatychconiemogo
bez dodatku cukru, a jednak słodkie :) zapach kokosa i kremowa konsystencja oszukują mózg
jest wypasionym comfortfoodem, ale!
ma ciekawszą strukturę niż zwykły budyń :P
jest lekkostrawny dla jelitek i żołądka, bo nie ma dużo błonnika a tłuszcz kokosowy jest stosunkowo lekkostrawny dla wątroby
tłuszcz równoważy skrobię, więc całość ma co najwyżej średni indeks glikemiczny ^^ a jak napchasz owoców jagodowych i orzechów to już w ogóle OK
stopniowe podgrzewanie pozwala uniknąć przegrzania oleju kokosowego, nie ma smrodku (jeśli nie lubicie tak jak ja)
mało zachodu, oprócz akcji mikrofala deser właściwie robi się sam
deser nie jest mokry, więc nadaje się na wycieczkę 
ma sporo kalorii ale "łatwo dostępnych", więc ponownie - potencjał wycieczkowy
smakuje na ciepło i na zimno
znalezienie składników bez syfu nie jest wyzwaniem - puszkę z ananasem w SOKU zamiast syropu znalazłam przypadkiem w Biedrze, a mleko koko bez emulgatora jest w Rossmannie

Moje patenty:
1. Mikrofala, bo się nie przypala ;P
2. Garnek do gotowania w mikrofali sprawdza się tutaj bardzo dobrze. Jak jeszcze miałam mikrofalówkę na stanie, gotowałam w nim wszystko, co lubi się przypalić, np amarantus, komosę, budynie, owsianki. Mam jakiś czeski, dawno zmyło mu się logo, ale wujek Google mówi mi, że jest tego teraz sporo. Ważne, żeby miał atest do mikrofalówki, wentylek i uchwyty.

Jeszcze raz kitku. Bo jest cudny ;D


Tyle na dziś! Życzę smacznego.
Proszę zamawiać pogodę wycieczkową razem ze mną :)

Wiedźma pozdrawia

środa, 7 kwietnia 2021

Wiedźma gotuje - "sernik" z kalafiora, kalafiornik



Elo!

Wbijam na chwilę, by podzielić się przepisem na ciekawy, choć nieoczywisty deser.
Zainspirowałam się przepisem z bloga Paleowski, natomiast zmodyfikowałam po swojemu.

Konsystencją przypomina pieczony sernik, też jest wilgotny ale lżejszy. Nie bój się kalafiora na słodko - zestawienie jest zaskakujące, ale działa! Przekonuje też zatwardziałych wyznawców tradycyjnych deserów :)
Ciasto nie jest bardzo pracochłonne - większość roboty odwala za nas malakser a potem piekarnik. W przepisie nie ma glutenu ani produktów mlecznych, ma potencjał na adaptację na wegan. Pozwala przemycić sporą porcję warzyw w bardzo przyjemnej formie :)

Składniki: 
paczka kalafiora mrożonego ok. 450g
2 jajka
2 dojrzałe banany
1/3 - 1/4 kubka oleju o neutralnym smaku
2-3 łyżki cukru* (miodu, syropu klonowego itd)
owoce na wierzch** - winogrona, śliwki, ananas z puszki, brzoskwinie
opcjonalnie kakao do zafarbowania części masy :)



Ewentualny spód*** - jeśli mam możliwość, daję pokruszone bezglutenowe ciastka, wymieszane z olejem w takiej ilości, żeby nie było całkiem sypkie. 
Piekłam kalafiornika też zupełnie bez spodu i też wychodzi!

*Bardzo odradzam ksylitOL i inne OLe, zwiększają ryzyko rewolucji jelitowej (kalafior sam zawiera sporo OLi)
**Owoce mogą być kwaskowate, kalafiornik jest mdły. Do zdjęcia pozuje dżem wiśniowy, bo taki mam, ale brzoskwiniowy byłby lepszy...
***Dzisiejszy spód to wykorzystanie migdałowego mazurka, który po wystygnięciu związał na beton - wilgoć masy kalafiorowej przywróciła go do życia :D



Wykonanie: 
Kalafior obgotuj w lekko osolonej wodzie, aż będzie al dente (dojdzie podczas pieczenia). Nie przegotuj go, bo masa będzie za mokra i wyjdzie budyń. Pozostaw do wystygnięcia na sitku, by dobrze ociekł.
Zmiksuj na gładką masę wystudzony kalafior z olejem, jajkami i bananami, dodaj cukier. (Jeśli chcesz sernik w ciapki, to teraz oddziel max 1/4 masy i dodaj ok. 1 łyżki kakao do pieczenia).
Ustaw piekarnik na  180°C, przygotuj foremkę wyłożoną papierem.
Wylej masę i ułóż na wierzchu owoce, nie za dużo bo puszczą sok i też wyjdzie budyń****.
Piecz około 40 minut*****. 
Po upieczeniu masa będzie nadal bardzo miękka (ale nie powinna być płynna). Odstaw ciasto do ostygnięcia a następnie dla stężenia masy do lodówki. 

****A jeśli wyszedł Ci budyń - nie szkodzi, deser nadal będzie jadalny, tylko nie jest już ciastem ;P
*****Ja miałam wielką foremkę, masa ma 1cm wysokości - czas 35 minut wystarczył.


Smacznego :)

Zdjęcia są owocem nauki obsługi aparatu, za co ewentualnie przepraszam co wrażliwszych ;)

Pozdrawiam :)

Wasza Wiedźma!

wtorek, 14 lipca 2020

Good bye, Złociutka


Nie, nie żegnam się z blogiem ani z Wami :D
Ale chciałam napisać o pewnym pożegnaniu...


15 maja pożegnałam się ze Złociutką.
Była ze mną od kilku lat. Wiedziałam, że nasz czas razem jest policzony...

Nie był to idealny związek, oj nie!
Ale była moją pierwszą. A pierwszej można wiele wybaczyć, prawda? ;)

Złociutka była kapryśna i marudna, super wrażliwa i dosadnie domagała się respektowania swoich potrzeb. Potrafiła strzelić focha w środku nocy, bo było jej za zimno. To już nie była asertywność, to już bierna agresja...
Ale było milion dobrych stron tej znajomości. Pokazała mi nowe odmiany wolności. Z nią świat dosłownie stał się większy, alternatywy liczniejsze i często ciekawsze.





Przy okazji nauczyła mnie odpowiedzialności za siebie i innych. 
Dzięki niej dowiedziałam się, na kim mogę tak naprawdę polegać - na starym znajomym czy na przypadkowym przechodniu. 

Była świadkiem ważnych chwil w moim życiu. Kibicowała rodzącej się miłości.

Pod koniec nie była już piękna i gładka, ale styrana życiem.

Dziękuję Ci, Złociutka!
A teraz pędź po niebieskich autostradach, już czas!


*RIP*
Fiat "Złociutka" Seicento, 2003-2020

* * *

Nie umiem w pożegnania. 
Czas zacząć się ich uczyć, bo są jedynym, co w życiu jest pewne. Ludzie i stworzenia wokół nas kiedyś odejdą, z czasem na zawsze.
Miesiącami przechodziłam "żałobę" po rozstaniu z chłopakiem, latami po rozpadzie przyjaźni.  Unikam pogrzebów jak ognia, bo ryczę jak bóbr, a na pogrzebie ciotki dostałam głupawki (taki zabawny mechanizm obronny).
Przepłakałam miesiąc po śmierci kotki (ale tak naprawdę to nadal mi smutno).
Uczmy się żegnać. 

* * *

Eh, Nena! 
Spędziłyśmy razem trochę ponad rok, ale była wyjątkowym kotem...