Nazywam się Wiedźma i jestem kosmetykoholiczką.
I bałaganiarą i chomikiem. I nie umiem podejmować decyzji. To kiepski zestaw ;)
Robię ten wpis, bo - nie po raz pierwszy zresztą - kolekcja kosmetyków wymknęła mi się spod kontroli. Założę się, że część z Was też ma ten problem (czytacie bloga kosmetycznego, heloł :>) - pod wpisem możemy przybić sobie piąteczkę ;] A tymczasem się pokajam...
Mój pokój to graciarnia. Pomijając chaotyczne wyposażenie - urządzany był przez lata bez konkretnego zamysłu więc meble i ich ustawienie jest poniekąd przypadkowe - pełen jest tymczasowych punktów składowania: takich jak kupki i stosiki oraz mniej ale nadal tymczasowych: pudełek i koszyków. A w nich czai się zło... I na nich, i obok nich...
Buteleczki, tubki i słoiczki wypełzły dawno z szafek i bez kontroli uciekają z szuflad i półek. Są wszędzie. Chodzą ze mną spać i jedzą ze mną obiad... (No dobra, wyolbrzymiam. A może nie?).
Wypełzły też do łazienki i ogólnodomowej szafy. Tam mogą się nie liczyć jako moje tylko wspólne. Na przykład żel do higieny intymnej - bo brat na pewno z niego skorzysta :)
O ile nikogo już nie dziwią kosmetyki w lodówce - tak myślę, że rekord abstrakcji bije zestaw do codziennej pielęgnacji twarzy mieszkający w szafie z ubraniami (bo tam mam lustro).
Największą część moich zbiorów stanowią produkty do włosów i od niedawna rozrasta się pielęgnacja twarzy. Kupuję je kierując się wieloma motywami zakupoholiczek (
KLIK), chociaż najczęściej wygrywa nadzieja na pokonanie problemów skórnych - łagodnej ale upierdliwej infekcji skóry głowy, plus dziwnych włosów oraz dziwnej skóry twarzy, na której od niedawna zagościły krostki i jednocześnie pierwsze zmarchy (albo wzrok mi się poprawił i dopiero teraz je widzę :P). Wszystko to pojawiło się stosunkowo niedawno i nie mam sprawdzonych sposobów - i jeśli znajdę sposób na jedno to zazwyczaj siada drugie, np włosy ładnie się ułożą: łupież zje mnie w ciągu doby. Pokonam zmarszczkę między brwiami - obudzę się
kwitnąca jak nastolatka. Itp :)
To wszystko owocuje w coraz nowsze nabytki.
Fortuny zapewne na to nie straciłam ale nie chcę tak dalej.
Poniższe zdjęcia publikuję jako przypominajkę dla siebie samej. Jeśli interesuje Was moja opinia o którymś produkcie - pytajcie śmiało :)
Obecnie w moich zbiorach goszczą na przykład:
MASKI I ODŻYWKI DO WŁOSÓW
Duży słoik bez etykiety to odlewka maski Seri Argan. Mały - odlewka odżywki Balea z arganem.
Część się kończy, część jeszcze nie była używana, część jest w połowie drogi w świat - zaczęłam znakować opakowania, jeśli produkt zrobił mi kuku.
PS: Nie liczę produktów z innej kategorii, które też czasem nakładam na włosy, jak np krem do rąk, oleje spożywcze, mieszanki półproduktowe.
SZAMPONY LUB COŚ W TYM STYLU
Ponownie - część opakowań nawet nie była otwierana. Półprodukt to ekstrakt z orzechów myjących, ciągle dziewiczy. Podobnie żel Intimelle - mój pierwszy, upolowany na promocji w Naturze za śmieszne pieniążki - promocja ciągle trwa:
KLIK; wiem, że jest używany jako łagodny szampon podobnie jak Facelle. Szampon Care&Go użyłam raz lub dwa. Isanowe myjadła do ciała kiedyś się sprawdzały na głowie, teraz już nie.
Plus nietrafionego szamponu jest taki, że przynajmniej można go zużyć do mycia ciała.
Minus - nadal nie ma czym łba umyć ;P Od wielu miesięcy poszukuję łagodnego szamponu i odżywki myjącej.
SERA I WCIERKI DO SKÓRY GŁOWY
Przezroczysta buteleczka z psikaczem symbolizuje wcierki i mgiełki, które co chwilę kręcę i za każdym razem jest inna. W tej chwili jest to witamina B3 i mocznik, wcześniej był olejek eteryczny z eukaliptusa.
Z gotowców - Emolium jest jeszcze z atopowych czasów, zdążyło się przeterminować i już jest w koszu. Ostatnie pamiątki po AZS... niefajne ale przynajmniej miałam na nie sposoby. Z ŁZS jeszcze się poznajemy.
O serum dziegciowym jeszcze nie mam zdania. Zoxiderm i Cerkogel mają swoje wady i zalety.
Ciągle ideału brak.
PS: Zapomniałam, że posiadam naftę kosmetyczną. Pasowałaby tu. Nie pamiętam, jak działa już, bo utonęła w koszyku z kremami do rąk kilka miesięcy temu :P
STYLIZACJA I "WYKOŃCZENIE" WŁOSÓW
Serum silikonowe Marion - bardzo dobre, często używam kiedy trzeba ratować sytuację po szamponie leczniczym/nowej odżywce/starej odżywce/zmianie pogody/zmianie wody/zmianie układu planet.
Spray podkreślający skręt - użyłam może trzy razy. Kupiłam, bo może tyle lat analizowania składów, ale skoro producent napisał, że podkreśla skręt to może ma rację? Tja :)
Potem się poddałam, bo moje włosy postanowiły się nie kręcić.
PS: Mam też najtańszy na świecie żel do włosów. Dziewiczy.
PASZCZ
Skóra twarzy to kolejna zagadka. Niby sucha, a przynajmniej odwodniona, bo bez kremu czy oleju ani rusz. Pokrywa się krostkami i kropkami po czymkolwiek. Wrażliwa i alergiczna. Przez lata myślałam, że naczynkowa, ale chyba jednak nie.
Żartuję sobie, że dorastam - z działu dziecięcego (niektóre produkty są dobre dla atopowców) przeniosłam się na nastolatkowy. Ziajową serię Manuka poszerzyłam o peeling i tonik kwasowy podczas majowych promocji w Rossmannie. Algi z Bingo to nawet poziom wyżej, bo produkt ma wypełniać zmarszczki (przedziwny, za każdym razem działa inaczej).
Z nieczytelnych opakowań - w czarnej butli to olej z czarnuszki Calaya; buteleczka z pipetką to Delia Hyaluron (aktualnie w promocji w Biedrze
KLIK; jak na serum za 10zł jest niezłe; mam nadzieję wyrobić sobie odruch używania serum, bo o samoróbkach mieszkających w lodówce wiecznie zapominam).
Krem Isana z mocznikiem jest kiepski - skóra się po nim lepi. Jeśli zniosę masło shea na twarzy a nie znoszę tego kremu to coś jest nie tak.
Ziaja CC i filtr z Flosleku to echo mega-planu na filtrowanie się. Plan się nie przyjął: po filtrach chemicznych mam krostki. A skoro i tak się nie opalam bo nie lubię upału to plan na chwilę obecną padł.
Dwie butelki na dole to hydrolat różany i balsam do ciała z mocznikiem 5,5% z Isany. Drugi gagatek mógłby się znaleźć też na zdjęciu z wcierkami, bo regularnie ratuję się nim, jeśli skalp jest podrażniony. A kiedyś z rozpędu przetarłam balsamem twarz i tu też się sprawdził. Nie używam go na co dzień ale myślę, że na wakacje pojedzie ze mną jako krem do wszystkiego, w tym twarzy.
PS: Posiadam też półprodukty. Próbki kremów. Żele i rolki pod oczy. Deodoranty i antyperspiranty. Produkty do mycia ciała, które już ostatecznie nie są szamponami. Maści pielęgnacyjne. Półprodukty. Glinki i zioła. I trochę półproduktów.
PS2: Najlepsze jest to, że do pielęgnacji twarzy wystarcza mi hydrolat i olej. Nie robi czarów ze zmarszczkami i bliznami po krostach ale bardzo przyzwoicie nawilża. Może zamiast szukać kosmetyku, który sobie z tym poradzi, lepiej znaleźć gorzej oświetlone lustro? :)
Nie jest to wpis teoretyczny, więc może wybaczycie mi chaotyczne pisanie.
Jest późno, już kleją mi się oczy - ale czeka mnie jutro wyprawa do Rossa (po szampon Babydream Med, składowo wygląda na taki, jakiego właśnie potrzebuję (tzn łagodny ale jednak myje, mało substancji drażniących, dużo nawilżający i łagodzących ale głównie witamin, nie samych ziół) i od kiedy się pojawił czekam na promocję, bo nie jest najtańszy - i właśnie jest w promocji -
KLIK) i boję się, że wyjdę z kolejną odżywką. Albo pięcioma ;)
Mam więc nadzieję, że zakupoholiczna spowiedź doda mi sił w walce z nałogiem :)
Ściskam Was mocno!
A jak się macie Wy i Wasze nałogi, moje drogie zakupoholiczki?
Będzie mi miło, jeśli mnie polubisz...