Pod koniec grudnia zrobiłam swoją pierwszą pomadkę w sztyfcie. Pędzę Wam donieść, że nie będzie to moja ostatnia :)
Sposób przygotowania, przepis i ewentualne wariacje na temat składu podałam we wpisie Pomadka ochronna w sztyfcie DIY
Przez dokładnie dwa miesiące pomadka towarzyszyła mi w kieszeni kurtki lub torebki. Uważam, że jest jedną z lepszych pomadek jakie miałam, nawet biorąc pod uwagę małe niewygody, np brak możliwości wykręcenia więcej niż ten 1mm pomadki, bo nie chce się wkręcać z powrotem. Kwestia przyzwyczajenia.
Po upływie dwóch miesięcy komfort użytkowania spadł - to znak, by zrobić nową pomadkę. Zużyłam jej około połowę (to nie była moja jedyna pomadka w tym czasie, próbuję wykończyć kilka napoczętych, nim minie ich okres przydatności...), więc pozostałość wylądowała w słoiczku i służy do innych celów niż usta.
Gnana ciekawością zrobiłam pomadkę, tym razem z masłem kakaowym (recenzję masła możecie przeczytać tutaj: Masło kakaowe - Blisko Natury).
Przepis wykorzystałam ten sam, starając się odmierzyć połowę składników, czyli ilość na jedną pomadkę.
Składniki
Wykonanie
Identyczne jak w przypadku pierwszej pomadki.
Sposób wykonania krok po kroku opisałam w tym wpisie:
Pomadka ochronna w sztyfcie DIY
Wrażenia i porównanie
Z czystym sumieniem powtórzę - zarówno pomadka z masłem shea, jak i z masłem kakaowym były jednymi z lepszych pomadek, jakie kiedykolwiek miałam!!
Obydwie wspaniale natłuszczają, otulają, łagodzą spierzchnięcia, chronią przed mrozem i wiatrem i nie uczulają.
W razie potrzeby nawet smarowałam nimi twarz, kiedy niespodziewanie złapał duży mróz a nie miałam przy sobie kremu ochronnego. (Niestety pomadka kakaowa zostawiła mi pamiątkę w postaci upartych zaskórników, masło kakaowe należy do wyjątkowo komedogennych składników... Ale dzięki niej Wiedźma nie odmroziła sobie noska ;) Coś za coś).
Różnią się przede wszystkim stanem skupienia zależnie od temperatury otoczenia.
Pomadka z masłem shea bardziej nadaje się na zimę i mróz, bo jest miękka nawet przy ujemnych temperaturach, ale ciągle trzyma formę w pomieszczeniu.
Pomadka z masłem kakaowym ma odpowiednią konsystencję, kiedy za oknem zaczęła się wiosna. Zrobiłam ją pod koniec lutego i niestety na mrozie nie dało się jej używać...
Równo dwa miesiące od wykonania pomadki zmieniły jakość w sposób zauważalny - zmniejszył się komfort użytkowania, pojawiło się nieprzyjemne uczucie oblepienia na ustach - czyli skończył się ich okres przydatności na usta. Zaznaczam - pomadka nadal pachnie tak samo i wygląda dobrze, nie jest zepsuta. Gdyby zmienił się zapach i kolor - produkt nadaje się tylko do kosza!
Dwa miesiące to bardzo dobry okres dla kosmetyku, który nie leży w lodówce!
Pomadkę z masłem shea zużyłam jak najszybciej na stopy, bo potrzebowałam opakowania do ponownego zapełnienia, nie mogłam się doczekać pomadki kakaowej :) Teraz opakowanie już popękało, więc nie będę go wykorzystywać ponownie - a pomadka służy mi jako odżywka do skórek i paznokci.
Czy zrobię ponownie?
No jasne! :)
Raczej zaczekam z tym do jesieni, nie wróżę pomadkom trwałości w cieplejszych warunkach. Pomadki sklepowe są lepiej zakonserwowane i stabilizowane, a da się między nimi znaleźć i dobre, i trwałe - i tanie.
Niestety pozyskanie opakowania nie jest takie proste, opakowania pomadek są bardzo nietrwałe, a te po szminkach bardzo trudno wyczyścić. Można kupić opakowanie na Kolorówce (Opakowanie na pomadkę) - ale nie opłaca mi się to, dopóki nie zrobię tam większego zamówienia.
Na wiosnę kusi mnie własny błyszczyk w opakowaniu z kulką, już nawet takie mam :)
Sposób przygotowania, przepis i ewentualne wariacje na temat składu podałam we wpisie Pomadka ochronna w sztyfcie DIY
Przez dokładnie dwa miesiące pomadka towarzyszyła mi w kieszeni kurtki lub torebki. Uważam, że jest jedną z lepszych pomadek jakie miałam, nawet biorąc pod uwagę małe niewygody, np brak możliwości wykręcenia więcej niż ten 1mm pomadki, bo nie chce się wkręcać z powrotem. Kwestia przyzwyczajenia.
Po upływie dwóch miesięcy komfort użytkowania spadł - to znak, by zrobić nową pomadkę. Zużyłam jej około połowę (to nie była moja jedyna pomadka w tym czasie, próbuję wykończyć kilka napoczętych, nim minie ich okres przydatności...), więc pozostałość wylądowała w słoiczku i służy do innych celów niż usta.
Gnana ciekawością zrobiłam pomadkę, tym razem z masłem kakaowym (recenzję masła możecie przeczytać tutaj: Masło kakaowe - Blisko Natury).
pomadka z masłem kakaowym, fot. IV 2013 |
Przepis wykorzystałam ten sam, starając się odmierzyć połowę składników, czyli ilość na jedną pomadkę.
Składniki
- wosk pszczeli - 1g (pół łyżeczki pastylek) - u mnie wosk pszczeli żółty ze sklepu ZSK - KLIK
- masło kakaowe w pastylkach - 2g (prawie łyżeczkę) ze sklepu Blisko Natury - KLIK
- lecytyna - niecała kapsułka 1200mg (spory wpis o lecytynie KLIK)
- olej migdałowy - 2g (pół łyżeczki)
- witamina A, E - kapsułka 300mg
Wykonanie
Identyczne jak w przypadku pierwszej pomadki.
Sposób wykonania krok po kroku opisałam w tym wpisie:
Pomadka ochronna w sztyfcie DIY
Wrażenia i porównanie
Z czystym sumieniem powtórzę - zarówno pomadka z masłem shea, jak i z masłem kakaowym były jednymi z lepszych pomadek, jakie kiedykolwiek miałam!!
Obydwie wspaniale natłuszczają, otulają, łagodzą spierzchnięcia, chronią przed mrozem i wiatrem i nie uczulają.
W razie potrzeby nawet smarowałam nimi twarz, kiedy niespodziewanie złapał duży mróz a nie miałam przy sobie kremu ochronnego. (Niestety pomadka kakaowa zostawiła mi pamiątkę w postaci upartych zaskórników, masło kakaowe należy do wyjątkowo komedogennych składników... Ale dzięki niej Wiedźma nie odmroziła sobie noska ;) Coś za coś).
Różnią się przede wszystkim stanem skupienia zależnie od temperatury otoczenia.
Pomadka z masłem shea bardziej nadaje się na zimę i mróz, bo jest miękka nawet przy ujemnych temperaturach, ale ciągle trzyma formę w pomieszczeniu.
Pomadka z masłem kakaowym ma odpowiednią konsystencję, kiedy za oknem zaczęła się wiosna. Zrobiłam ją pod koniec lutego i niestety na mrozie nie dało się jej używać...
Równo dwa miesiące od wykonania pomadki zmieniły jakość w sposób zauważalny - zmniejszył się komfort użytkowania, pojawiło się nieprzyjemne uczucie oblepienia na ustach - czyli skończył się ich okres przydatności na usta. Zaznaczam - pomadka nadal pachnie tak samo i wygląda dobrze, nie jest zepsuta. Gdyby zmienił się zapach i kolor - produkt nadaje się tylko do kosza!
Dwa miesiące to bardzo dobry okres dla kosmetyku, który nie leży w lodówce!
Pomadkę z masłem shea zużyłam jak najszybciej na stopy, bo potrzebowałam opakowania do ponownego zapełnienia, nie mogłam się doczekać pomadki kakaowej :) Teraz opakowanie już popękało, więc nie będę go wykorzystywać ponownie - a pomadka służy mi jako odżywka do skórek i paznokci.
pomadka z masłem shea, fot XII 2012 |
Czy zrobię ponownie?
No jasne! :)
Raczej zaczekam z tym do jesieni, nie wróżę pomadkom trwałości w cieplejszych warunkach. Pomadki sklepowe są lepiej zakonserwowane i stabilizowane, a da się między nimi znaleźć i dobre, i trwałe - i tanie.
Niestety pozyskanie opakowania nie jest takie proste, opakowania pomadek są bardzo nietrwałe, a te po szminkach bardzo trudno wyczyścić. Można kupić opakowanie na Kolorówce (Opakowanie na pomadkę) - ale nie opłaca mi się to, dopóki nie zrobię tam większego zamówienia.
Na wiosnę kusi mnie własny błyszczyk w opakowaniu z kulką, już nawet takie mam :)
A czym Wy smarujecie usta na wiosnę? :)
Może znacie dobre pomadki ochronne dostępne w sklepach?
Coś neutralnego i z małym filtrem UV.
Coś neutralnego i z małym filtrem UV.
Świetna sprawa.
OdpowiedzUsuńJa niestety jestem zbyt leniwa na takie eksperymenty, ale jakbyś robiła hurtowe ilości to daj znać :D:D:D
Musze zrobić taką z masłem shea ale to dopiero na zimę, na chłody masełko shea najlepsze dla ust :)
OdpowiedzUsuńMasełko shea jest świetne dla ust przez cały rok :D
UsuńJa mam coś takiego: http://wizaz.pl/kosmetyki/produkt.php?produkt=50859
OdpowiedzUsuńJest świetna, tania jak barszcz, ma rewelacyjny skład - nawet nie chciałoby mi się robić sobie domowej pomadki skoro mam takie cudo pod ręką. Ma tylko jedną wadę - robią mi się od niej uparte zaskórniki wokół warg, czarne kropy które później przekształcają się w coś jeszcze gorszego. Ale one robiły się od każdej szminki, błyszczka, wszystkiego.
Kupiłam sobie właśnie :) miałam pierwszą jeszcze przed moim uświadomieniem kosmetycznym ;)
UsuńKuszą mnie pomadki Sylveco
Też są fajne, w dodatku mam jeden sklep całkiem niedaleko, ale nie. Może kiedyś się wybiorę po krem do nich.
UsuńJa również polecam Alterrę :)
OdpowiedzUsuńOd siebie polecam pomadkę z Alterry i Noni Care na wiosnę, są lekkie, ale w zimie by raczej nie dały rady. Aktualnie rządzi u mnie Sylveco :) Sama też robiłam, ale nie w sztyfcie, muszę się przełamać i spróbować. Szczególnie, że nakupiłam ostatnio przeróżne masła i oleje :))
OdpowiedzUsuńWłasna pomadka w sztyfcie to wyższy poziom satysfakcji :)
UsuńWykonanie jest nie tyle trudne co wymaga uwagi i precyzji, porcje są małe i elementy drobne.
A to co zostanie na zlewce jest rewelacyjne dla dłoni i stóp, zwłaszcza póki ciepłe :D
Super pomysł:)
OdpowiedzUsuńja też sobie kręcę pomadki i nie tylko :D
OdpowiedzUsuńo ja ! to coś dla mnie, ja już boję się kupować pomadek/balsamów ochronnych, bo prawie wszystkie mnie uczulają, nie wiem co ja mam z tymi ustami ? ;), muszę jeszcze spróbować tej rumiankowej, a czy można by było zamówić u Ciebie taką naturalną pomadkę ?
OdpowiedzUsuńBiedaczek alergiczny :)
UsuńRaczej nie będę robić kosmetyków na zamówienie, nie mam laboratorium tylko blat, brak książeczki sanepidu itp :P Robię dla siebie na własną odpowiedzialność :P
Czyste masło shea rafinowane sobie sprobuj! :)
Też czasami kręcę balsamy do ust. Ale częściej w słoiczku bo w sztyfcie zawsze będę wierna Alterrze :))
OdpowiedzUsuńja używam wazeliny z Floslek, Carmex i pomadki z Bebe na zmianę ;)
OdpowiedzUsuńZrobiłam pomadkę z masłem shea i woskiem pszczelim.
OdpowiedzUsuńZobaczymy, jak zadziała :)