Kremik wspomniany w poniższym poście Sto jedej zastosowań - maść z lanoliną
"Krem" powstał bodajże na godzinę przed zimowym wyjazdem w Bieszczady.
Służył do rąk, ust i twarzy :D
Wchłanianie idealne.
Zbyt słaby na mróz: tu przydałby się cięższy olej, np z pestek winogron, oliwa jeśli zniesiem zapach lub olej makadamia.
Składniki
masło shea (lub mango, kakaowe - chodzi o stałą konsystencję więc nie nada się np kokos)
olej - dowolny który zniesie podgrzewanie. Tu słonecznikowy spożywczy: fajny, niedoceniany olej :) Cudów nie zdziała ale jest najbardziej neutralny.
Nie grzejemy olejów, które zaleca się przechowywać w chłodzie, nie nadają się do gotowania itd. np lniany, oliwa, znane z bogatego składu oleje nierafinowane - stracą swoje cenne właściwości. Można je dodać później gdy mieszanka podstygnie (nie próbowałam; pewnie będzie już zbyt mało ciekła).
emulgator: lanolina - czysta albo w postaci prostej maści, np Babydream dla mam, Ziajka. Dobra będzie też lecytyna. Możemy oczywiście użyć emulgatora typu SLP ale tu chodzi o działanie pielęgnacyjne pierwszych składników
Dla wygody robię krem w pojemniczku docelowym - porządny plastik, zmywarko i mikrofalówko odporny. Szczelny, bo kremik może się nam znienacka upłynnić ;)
Do pojemniczka upychamy interesującą nas ilość masła shea z zapasem na mieszanie, np sporą łyżeczkę.
Polewamy po wierzchu olejem słonecznikowym, symbolicznie. Wystarczy niewiele i całość robi się płynna!
Do tego uskrobek lanoliny, np 1/4 ilości shea (może być mniej). Im więcej lanoliny tym bardziej lepkie będzie mazidło, ale też bardziej zmiękczające skórę.
Podgrzewamy, np w mikrofali (po ok. 20 sekund, wyjąć - pomieszać i z powrotem, aż składniki się upłynnią).
Mieszamy, studzimy tyle żeby nam lodówka nie zwariowała i do lodówki - szybkie schłodzenie zapobiega rozwarstwieniu się składników.
Gotowe :)
W razie uwag do konsystencji można pogdrzać i naprawić proporcje, dodając czy to masła czy oleju :>
Trwałość - jeszcze nie wiem :) Słoik in progress. Ale sądząc po mazidle do ust wróżę miesiąc bez lodówki.
WIEDŹMI KREM W WERSJI PRZEWOŹNEJ
Źródło http://www.granvelada.com/398-794-large/venta-propiedades-de-donde-comprar-lanolina-anhidra-para-cremas-jabones-artesanales-artesanos-naturales.jpg
"Krem" powstał bodajże na godzinę przed zimowym wyjazdem w Bieszczady.
Służył do rąk, ust i twarzy :D
Wchłanianie idealne.
Zbyt słaby na mróz: tu przydałby się cięższy olej, np z pestek winogron, oliwa jeśli zniesiem zapach lub olej makadamia.
Składniki
masło shea (lub mango, kakaowe - chodzi o stałą konsystencję więc nie nada się np kokos)
olej - dowolny który zniesie podgrzewanie. Tu słonecznikowy spożywczy: fajny, niedoceniany olej :) Cudów nie zdziała ale jest najbardziej neutralny.
Nie grzejemy olejów, które zaleca się przechowywać w chłodzie, nie nadają się do gotowania itd. np lniany, oliwa, znane z bogatego składu oleje nierafinowane - stracą swoje cenne właściwości. Można je dodać później gdy mieszanka podstygnie (nie próbowałam; pewnie będzie już zbyt mało ciekła).
emulgator: lanolina - czysta albo w postaci prostej maści, np Babydream dla mam, Ziajka. Dobra będzie też lecytyna. Możemy oczywiście użyć emulgatora typu SLP ale tu chodzi o działanie pielęgnacyjne pierwszych składników
Dla wygody robię krem w pojemniczku docelowym - porządny plastik, zmywarko i mikrofalówko odporny. Szczelny, bo kremik może się nam znienacka upłynnić ;)
Do pojemniczka upychamy interesującą nas ilość masła shea z zapasem na mieszanie, np sporą łyżeczkę.
Polewamy po wierzchu olejem słonecznikowym, symbolicznie. Wystarczy niewiele i całość robi się płynna!
Do tego uskrobek lanoliny, np 1/4 ilości shea (może być mniej). Im więcej lanoliny tym bardziej lepkie będzie mazidło, ale też bardziej zmiękczające skórę.
Podgrzewamy, np w mikrofali (po ok. 20 sekund, wyjąć - pomieszać i z powrotem, aż składniki się upłynnią).
Mieszamy, studzimy tyle żeby nam lodówka nie zwariowała i do lodówki - szybkie schłodzenie zapobiega rozwarstwieniu się składników.
Gotowe :)
W razie uwag do konsystencji można pogdrzać i naprawić proporcje, dodając czy to masła czy oleju :>
Trwałość - jeszcze nie wiem :) Słoik in progress. Ale sądząc po mazidle do ust wróżę miesiąc bez lodówki.
hej :) jeśli tylko będziesz miała ochotę wziąć udział to oTAGowałam Cię: http://anwena.blogspot.com/2012/01/tag-serialowy-czyli-co-oglada-anwen.html :))
OdpowiedzUsuńO robieniu kremu w mikrofali nie pomyślałam :D Jesteś pewna, że to nic nie szkodzi składnikom?
OdpowiedzUsuńNie jestem na 100% pewna ale
OdpowiedzUsuń-wszystkie kremy robię w mikrofali
-nie psują się jakoś szybko
-mikrofale oddziałują na cząsteczki wody, nie tłuszczu
Ostatnio w pracy podgrzewałam na kaloryferze a chłodziłam na parapecie bo się masło oddzieliło :P
- Czarszka też podgrzewa w mikrofali
OdpowiedzUsuń- jestem leniwa :P
bardzo się cieszę, że odkryłam Twój blog :)
OdpowiedzUsuńNews z frontu - właśnie udało mi się ukręcić mazidło na babskie bolączki bez użycia ciepła ;)
OdpowiedzUsuńPudełeczko po Tisane
kapsułka lecytyny 1200mg
uskrobek shea
kręcić aż ukręcić ;)
Hurra!!!Ukręciłam ekspresowo WK (Wiedźmi Krem). Do malutkiego pudełka po kremie pod oczy Bielendy nałożyłam oskrobek shea, polałam olejem awokado i dołożyłam lanoliny(wszystko z ZSK). Zamknęłam, wrzuciłam do kapieli wodnej, po chwili ostry szejk. Po odkreceniu ujrzałamm piękną jednolitą ciecz koloru zielonego(awokado +lanolina)-pięknie mi się komponuje z zielonym pudełkiem. Po zastygnięciu w lodówce, ładnie sie nakłada-rozpływa pod wpływem ciepła. Trochę zbyt luźne po nalożeniu na usta(za to na policzki dzieciów idealne), następnym razem spróbuję z mniejszą ilościa oleju.
OdpowiedzUsuńCZym można ewentualnie wzbogacić(wiem,ze w fazie zastygania można coś dorzucić) i do czego takie wzbogacone wykorzystać? Mam niacynamid, all in one, mocznik, hydromanil, kolagen, kwas HA, pantenol, NMF i chyba (dostałam w prezencie z ZSK)glukonolakton oraz ekstrakt mitochondrialny i nie wiem, co z nimi zrobic. Pozostałych uzywam głownie do wzbogacania odżywek wlosowych lub do ekspresowego serum na zimno do twarzy. Ale może uda sie wcisnąć i do kremików?
Agrafcia - odpowiem szybko bo zapomnę i nic nie odpowiem.
OdpowiedzUsuńNajkrócej ujmując - jeśli krem nie zawiera wody to nie ładowałabym do niego składników rozpuszczalnych w wodzie, tylko te rozpuszczalne w tłuszczu. I łatwiej płynne niż sypkie
Co innego kremik z wodą - do słynnej, u mnie prawie nieobecnej fazy C, można wsadzić wszystko :P Po więcej odsyłam do informacji na ZSK, na bloga Italiany http://naturalnapielegnacja.blogspot.com/